No tak, teraz mamy takie czasy, że kosmos, UFO, obcy itd. nie stanowią dla nas nic nowego. A jednak jest coś nowego, a mianowicie nowa płyta zespołu Cosmograf zatytułowana „The Man Left In Space”, i jak się okazuje, to bardzo „kontaktowa” produkcja. Znajduje się na niej dziewięć propozycji autorstwa Robina Armstronga i wykonanych przez zaproszonych przez niego gości. Wydawnictwo zawiera kompozycje scalone w koncept album opowiadający o rożnych rozterkach, porażkach, które mają miejsce w naszym życiu, o nie zawsze udanych momentach czy wreszcie o próbie ocalenia ludzkości. Muzycznie płyty nie da słuchać się w biegu, nie nadaje się ona do samochodu. Słuchając jej trzeba po prostu się wyciszyć, zaszyć w swojej samotni i uruchomić kontakt z kosmosem. W zdecydowanej większości to album instrumentalny, gdzieniegdzie pojawiają się narracje, a kontakt z ziemią i całą resztą wszechświata wypełnia tylko muzyka. Są tu też jednak dobre, a nawet bardzo dobre partie wokalne w wykonaniu samego Armstronga.
Z pewnością ten krążek to niezły kąsek dla sympatyków progresywnego gatunku i samego zespołu. Są na nim ładne harmonie, mnóstwo miłych melodii, klimatyczne przebiegi bez zbędnego szaleństwa; jest spokojnie, dostojnie i stonowanie. Jest stylowo. No i jest mnóstwo udanych kompozycji, do których zaliczyć można ”This Naked Endeavour”, „Aspire, Achieve”, „When The Air Runs Out”, a przede wszystkim tytułową „The Last Man In Space”.
Robin do swojej nowej produkcji zaprosił wielu uznanych w środowisku progrockowym muzyków: Nicka D'Virgilio (ex-Spock’s Beard, Big Big Train), Dave’a Merosa (Spock’s Beard), Matta Stevensa, Grega Spawtona (Big Big Train), Simona Rogersa, Steve’a Dunna (Also Eden), Lee Abrahama (ex-Galahad, The Lee Abraham Band), Luke’a Machina (Ex-The Tangent, Maschine) i Dave’a Ware’a. Obecność tak szacownego grona jest gwarantem wysokiej jakości materiału, z którym mamy do czynienia na płycie „The Man Left In Space”. Tak właśnie jest. Bo nowe dzieło Cosmografu to pozycja nietuzinkowa, a chwilami wręcz porywająca i rewelacyjna, a co za tym idzie powinna stać się obowiązkową pozycją na półce z najciekawszymi tegorocznymi premierami spod znaku progresywnego rocka.