Można by rzec, że to bardzo zaskakujący powrót. Po ilu to latach nieobecności na scenie muzycznej? Aż trudno uwierzyć: po 40!!! Dokładnie tyle czasu mija w tym roku od wydania trzeciej płyty grupy Flash pt. „Out Of Our Hands” (wcześniej ukazały się albumy „Flash” (1972) i „Flash In The Can” (1972)). Zespół Flash nie odniósł oszałamiającego sukcesu, choć utwór „Small Beginnigs” osiągnął swego czasu 29. miejsce listy Billboardu, a debiutancki album uplasował się na krótko w pięćdziesiątce najlepiej sprzedających się płyt 1972 roku. Zespół powstał z inicjatywy dwóch byłych członków grupy Yes – niedawno zmarłego Petera Banksa oraz Tony Kaye’a. To wraz z nimi pierwszy skład grupy tworzyli: Mike Hough (dr), Colin Carter (v) i Ray Bennett (g, bg).
To właśnie dwaj ostatni z wymienionych są autorami tego niezwykłego come backu. Zaprosili do współpracy keyboardzistę Ricka Daugherty’ego, a także perkusistów Marka Pardy’ego oraz Paula Pace’a i zaszyli się w studiu w Las Vegas, by nagrać godzinę muzyki, która teraz ukazuje się na nowej płycie. Album zawiera pięć nowych piosenek napisanych przez Raya i Colina, dwa utwory instrumentalne („Morpheum” i „Richerd Of Venice” - także ich autorstwa), jeden cover kompozycji Nine Inch Nails („Hurt”) oraz nową wersję klasycznego nagrania Flash sprzed 40 lat – „Manhattan Morning”. No i efekt jest zgoła zaskakujący. Nowa płyta nie tylko intryguje swoją ciekawą zawartością, ale wręcz poraża ogromną dojrzałością i ciekawym brzmieniem. To ten rodzaj progresywno-rockowej muzyki, która wymaga od słuchacza skupienia i ciągłych poszukiwań. Nie, nie ma tu zbyt wielu eksperymentów, pod pewnymi względami można by uznać ten album nawet za zachowawczy i mocno zakorzeniony w klimatach sprzed czterech dekad, ale słucha się go zgoła znakomicie. Panowie Bennett, Carter i spółka osiągnęli na tym krążku coś, co wydawało się wręcz niemożliwe: stworzyli złożone i rozbudowane brzmienie idealnie pasujące do współczesnych czasów, nie tracąc nic z oryginalnego stylu grupy Flash sprzed lat. Najlepiej ujął to chyba sam Ray Bennett mówiąc: „Razem z Colinem komponujemy od lat i w muzyce ciągle poszukujemy czegoś nowego. Wraz z upływającym czasem, z latami, których nam przybywa, staliśmy się coraz dojrzalszymi muzykami. Ale zadziwiające, a zarazem najbardziej pocieszające jest to, że ilekroć podążamy nowymi kompozytorskimi ścieżkami, zawsze prowadzą nas one na terytoria znane z wczesnych płyt Flash”.
I rzeczywiście, nowy krążek grupy Flash taki właśnie jest. Pełen ciekawych, intrygujących kompozycji (polecam szczególnie „Night Vision”, „Into The Sun” oraz „10.000 Movies”), świetnych partii wokalnych (pomimo upływających lat lekko „przybrudzony”, charakterystyczny głos Cartera ma się wręcz doskonale!), lawiny wspaniałych gitarowych dźwięków oraz mnóstwa ciekawych, przyjemnych w odbiorze melodii.
www.cleopatrarecords.com