Beardfish - The Sane Day

Artur Chachlowski

ImageWyposażone w starannie wydaną książeczkę plastikowe pudełeczko zawiera dwie płyty. Dwa srebrne krążki stanowiące dwupłytowy, i jak się okazuje, już drugi w dorobku szwedzkiej grupy Beardfish album. Ten pierwszy zatytułowany „Fran en plats du ej kan see…” wydany został w 2003 roku. Ale dopiero na tym nowym, podwójnym wydawnictwie zespół Beardfish osiągnął pełnię swego brzmienia. Mnóstwo na nim wpływów typowych dla rockowej muzyki lat 70-tych. Zespół prezentuje też licznie jazz rockowe inklinacje, a ich utwory często zahaczają o tzw. „brzmienie Canterbury”. Niemniej na płycie „The Sane Day” można doszukać się także bardziej tradycyjnych elementów, chociażby takich, które zbliżają produkcje Beardfish do stylistyki Gentle Giant, Jethro Tull, Franka Zappy, a nawet King Crimson. Co więcej, w niektórych utworach wyraźnie słychać bardziej współczesne wpływy, chociażby brzmienia bliskie Soundgarden i Radiohead, a także innych skandynawskich grup z kręgu muzyki art rockowej: Anekdoten, Landbark, Paatos i Liquid Scarlet.

Po tym wszystkim, co powyżej napisałem wydawać by się mogło, że muzyka grupy Beardfish przypomina stylistyczny misz masz, czy raczej jakiś muzyczny „groch z kapustą”, a tu tymczasem czeka nas spora niespodzianka. Wszystkie wymienione przeze mnie nazwy, style i gatunki to nic więcej jak inspiracja, wpływ i drogowskaz na drodze, którą obrała sobie grupa Beardfish. Zespół korzystając umiejętnie z tego, co już w muzyce kiedyś zostało powiedziane (zagrane), potrafi łączyć brzmienia, style i klimaty, niezauważalnie tworząc swój własny muzyczny świat, w którym czuje się jak – nomen omen – ryba w wodzie. Na płycie „The Sane Day” bez przerwy coś ciekawego się dzieje, nastroje zmieniają się jak w kalejdoskopie, co sprawia, że muzyka zespołu jest wręcz nieprzewidywalna. Właściwie to nigdy nie wiadomo, w jakim kierunku rozwiną się pomysły zapoczątkowane na początku danego utworu. Należy się spodziewać tego, co niespodziewane.

Pomimo tej stylistycznej nieprzewidywalności trzeba przyznać, że zespół osiąga na swojej płycie pewną równowagę. Równowagę pomiędzy utworami krótszymi oraz bardziej rozbudowanymi. Równowagę pomiędzy kompozycjami wokalnymi i tematami instrumentalnymi. Równowagę pomiędzy muzyczną delikatnością, a finezyjną agresywnością. Równowagę pomiędzy schematyzmem, a elementem zaskoczenia. „The Sane Day” nie jest jednak płytą łatwą w odbiorze. Lecz za każdym razem, gdy jej słucham coraz mocniej czuję, że mam do czynienia z muzyką niebanalną, nieszablonową, a przy tym zagraną przez ludzi o głowach pełnych ciekawych idei i mających liczne niebanalne pomysły na graną przez siebie muzykę.

I pomyśleć, że grupę Beardfish tworzą niezwykle młodzi ludzie: Rikard Sjoblom (v, g, k), David Zackrisson (g, k), Robert Hansen (bg) i Magnus Ostgren (dr). Śmiało dołączyli do ofensywy skandynawskiej art rockowej armady i od teraz nazwę Beardfish trzeba wymieniać jednym tchem na równi z A.C.T., Moon Safari, Liquid Scarlet, Paatos, The Flower Kings, czy White Willow. Czym ci niesamowici Szwedzi nas jeszcze zaskoczą?

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok