Dwa poprzednie albumy tej grupy – “Unspoken Whisper” (1998) i “Defining The Legacy” (2000) – odbiły się szerokim echem w świecie prog rocka. Zachowując odpowiednie proporcje porównywano klimat obu wydawnictw do dokonań Tony Banksa i grupy Genesis. Wielka w tym zasługa świetnego keyboardzisty i głównego kompozytora zespołu Edo Spanningi. Udało mu się w neoprogresywnych ramach swoich kompozycji pomieścić szereg wspaniale brzmiących artrockowych pierwiastków, lśniących swą oryginalnością i świeżością. Na nowej płycie Flamborough Head jest już jednak odrobinę innym zespołem. Przede wszystkim nie ma już w składzie wokalisty i gitarzysty Andre Centsa. Zastąpiono go dwójką muzyków: gitarzystą Eddie Mulderem oraz śpiewającą panią Margriet Boomsma. A skoro zamiast wokalisty słyszymy kobiecy wokal, to od razu zmienia się perspektywa, stylistyka i brzmienie zespołu. W najnowszej historii prog rocka mielismy już podobne doświadczenia, chociażby w grupie Landmarq, gdzie Tracy Hitchings zastapiła Damian Wilsona, i jak dobrze pamiętamy, zmiana ta nie wszystkim przypadła do gustu. W przypadku formacji Flamborough Head zdania o nowej wokalistce zapewne też będą podzielone. Tym bardziej, że struktura samej muzyki, co prawda niezbyt radykalnie, ale zdecydowanie przesunęła się w stronę mniej skomplikowanych klimatów. Ale niech wyznawcy najczystszej odmiany rocka progresywnego śpią spokojnie. Długie, epickie tematy „Old Shoes”, „Nightlife”, „Limestone Rock”, czy utwór tytułowy z pewnością wynagrodzą te drobne stylistyczne zmiany. Nie jestem pewien, czy zespół zmienia się na lepsze, ale czuję, że swoją nową płytą podbije serca nie tylko starej i wiernej publiczności, ale zyska także nowe grono oddanych sympatyków.
Flamborough Head - One For The Crow
, Artur Chachlowski