Besides - We Were So Wrong

Paweł Świrek

ImageDebiut płytowy zespołu Besides zbiegł się z nadejściem jesieni. W sumie bardzo dobrze, gdyż otrzymaliśmy ciekawy prezent na długie jesienne wieczory. Płyta „We Were So Wrong” zawiera wyłącznie muzykę instrumentalną. Dziesięć pięknych, niekiedy rozbudowanych kompozycji…

Już otwierający płytę „At Night” wprowadza słuchacza w niezwykły nastrój. Gitarowe tremola powodują, że robi się ciekawie. Ale jeszcze ciekawiej jest w „Beyond”, który jest bardzo bliski wczesnej twórczości Twelfth Night. Fragmenty grane na perkusji bez używania blach mogą się kojarzyć z pomysłami, jakie narzucał producent Hugh Padgham zespołowi Genesis w kompozycji „Mama” (lecz tym razem otrzymaliśmy kompozycję zbudowaną według zupełnie innych założeń). Charakterystyczne gitarowe unisona robią niesamowite wrażenie. Utwór „Beyond” przechodzi płynnie w „Monochromatic”. Jest to kolejna, równie piękna i udana kompozycja. Dalej mamy również płynne przejście w kolejny utwór: „Linnet’s Flight” sprawia wrażenie patrzenia na świat z wysokości. Dopiero w samym zakończeniu kompozycji mamy trochę agresywnego łojenia. Nie przeszkadza to w żadnym stopniu w odbiorze muzyki. Nieco ambientowym brzmieniem przechodzimy dalej w „Undone”. Po chwili, którą wypełniają dynamiczne dźwięki mamy chwilę odpoczynku. Ale w następnej chwili wracają tremola gitarowe, przez co znowu robi się ostrzej. W końcu nadchodzi czas na tytułową kompozycję. Na początek mamy w niej dziwne głosy, a potem od razu robi się ostrzej za sprawą gitar. Ale w połowie utworu następuje uspokojenie. Pomimo zmian tempa kompozycja ta jest bardzo spójna. Spokojnie i nastrojowo, zgodnie z tytułem, jest również w „Calm”. Ale z czasem mamy budowanie nastroju z coraz cięższych i odważniejszych dźwięków. Prawie jak w muzyce filmowej. Podobnie jest też w „May I Take You Home?”. Do gry wchodzą kolejno poszczególne instrumenty potęgując wspaniały nastrój. Wraca kolejny raz perkusja bez talerzy, ale od połowy utworu zaczynamy się niejako cofać stopniowo do początku. Tym razem wyłączają się kolejno poszczególne instrumenty i na końcu zostaje już tylko perkusja i elektronika, która subtelnie przenosi nas w kolejne nagranie - „Deprived Of”. Słychać w nim dźwięki przypominające szum morza. Ale wyciszają się one po chwili i znów robi się dość agresywnie. Tak dzieje się niemalże do ostatnich minut utworu, kiedy to rozmytymi dźwiękami gitar kończy się ta kompozycja i wchodzi zamykający płytę „Strand”. Jest to skoczny utwór, prawie że popowy, tylko wokalu brak. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że podrywa do tańca. I tak jest już do końca płyty. Zamyka ją klawiszowa powoli wyciszająca się nastrojowa sekwencja…

Wspaniale to brzmi. Aż się chce włączyć cały album od początku. Całość pozostawia po sobie wspaniałe wrażenie.  Bardzo kojarzy się z muzyką filmową. Podobnie jak w przypadku debiutanckiej płyty zespołu Lebowski. W postaci krążka „We Were So Wrong” otrzymaliśmy pozycję niezwykle spójną muzycznie, gdzie poszczególne kompozycje zdają się tworzyć jedną bardzo zwartą muzyczną całość. Serdecznie wszystkim polecam tą płytę

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!