Właściwie to nie wiem, dlaczego recenzuję ten album na łamach portalu poświęconego muzyce progresywnej. Chyba tylko dlatego, że płyta „Discarnate” po prostu dość mocno mnie zaintrygowała. Nie zawiera ona muzyki w potocznym rozumieniu tego słowa. Nie układa się ona w utwory (choć płyta podzielona jest na 7 części), nie ma w niej łatwo rozpoznawalnych melodii, nie słychać tradycyjnych instrumentów. Zamiast tego składa się ona z dźwiękowych plam, kolaży i obrazów malowanych potęgującym się z minuty na minutę nastrojem. Łamie ona wszelkie brzmieniowe reguły i przybiera nieprzewidywalną formę. Ale płyta jako całość intryguje. Tworzy niesamowity, mroczny klimat. Niepokoi. Zadziwia. Momentami wręcz drażni. Wprowadza atmosferę niepewności i lęku. Pobudza wyobraźnię. Przywołuje przed oczy obrazy, pod które stanowi wyimaginowaną ścieżkę dźwiękową.
Yeti Rain to duet: William Kopecky (znany ze swoich projektów Kopecky i Parallel Mind) i Roger Ebner. Jak napisali to w książeczce towarzyszącej płycie „Discarnate” skomponowali swoją „muzyczną wizję” w sposób bardzo spontaniczny. I rzeczywiście, album przypomina dźwiękowy eksperyment zahaczający o mroczny ambient. Do jego wysłuchania potrzeba odpowiedniego nastroju. A gdy już się go wysłucha w całości, to wcale nie gwarantuję, że percepcja słuchacza wyjdzie z tego bez szwanku. Bo „Discarnate” może zdołować, może wprowadzić w stan głębokiej melancholii, może przywołać przed oczy mrożące krew w żyłach wizje. Obcowanie z tą płytą to niewątpliwie trudne i niebezpieczne doświadczenie. Ale jak zaznaczyłem na wstępie – płyta duetu Yeti Rain mocno wciąga i intryguje. I jest w niej coś, co każe do niej wracać. I dlatego właśnie napisałem o niej w naszym prog rockowym portalu, który, wiem, że odwiedzają prawdziwie poszukujący Słuchacze o szerokich horyzontach muzycznych.