Solstice - the lost non-Solstice album

Artur Chachlowski

ImageCzy ktoś pamięta jeszcze brytyjską grupę Solistce? To czołowy reprezentant tzw. „odrodzenia progresywnego rocka”, a więc zjawiska, które w pierwszej połowie lat 80-tych dało początek sukcesom takim wykonawców jak IQ, Twelfth Night, Pallas, Pendragon, a przede wszystkim Marillion. Solstice dzięki wydanemu w 1984 roku albumowi „Silent Dance” stał się czołowym przedstawicielem tego nurtu. Następne płyty: „New Life” (1993) i „Circles” (1997) nie cieszyły się już jednak aż takim uznaniem. Być może była to kwestia często zmieniającego się składu, w tym śpiewających pań (na poszczególnych albumach śpiewały odpowiednio Sandy Leigh, Heidi Kemp i Emma Brown). Koniec końców, zespół od blisko 10 lat uparcie milczał i gdy wydawało się, że już na zawsze przeszedł do historii, niedawno pojawiła się informacja, że Solstice powraca do czynnego życia muzycznego i będzie główną atrakcją wrześniowego festiwalu End Of Summer w Bilston (Wielka Brytania), na którym wystąpi obok takich „młodych wilków” współczesnego art rocka, jak grupy Abarax i Tinyfish.

Okazuje się, że będący muzycznym mózgiem grupy Solstice, Andy Glass, postanowił zreformować swój zespół i przy okazji przygotowywania koncertowego come backu swojego zespołu opublikował na stronie internetowej zespołu zestaw nagrań, które składają się na tzw. „zagubiony album” grupy („The Lost non-Solstice Album”). Jego geneza sięga końca lat 80-tych, kiedy to trwały prace nad materiałem na drugą płytę zespołu. Wtedy to Andy Glass wraz z perkusistą Petem Hemsleyem, basistą Craigiem Sunderlandem oraz skrzypkiem Markiem Eltonem nagrali kilka utworów, które do tej pory nigdy nie ujrzały światła dziennego. Teraz, po latach, w dobie internetu wszyscy sympatycy zespołu mogą „odkryć” dla siebie te nagrania, które – co trzeba mocno podkreślić – w ogóle nie przystają do stylistyki znanej z wydanych oficjalnie płyt zespołu. Osiem nagrań wypełniających „zagubiony album” układa się w charakterystyczne stylistyczne pary. Dwa pierwsze utwory („Jellymouth/Nothing For Free” i „Flytrap Mouth”) mają mocny posmak muzyki blues rockowej, dwa następne („Bordeline” i „Stealing Away”) to melodyjne rockowe numery, dwa kolejne („This Desert” i „Diceman”) mają charakter muzyki o posmaku etnicznym, a dwóm ostatnim („Snakecharmer” i „You) najbliżej do art rocka. Ten ostatni, dzięki pięknej partii skrzypiec Marka Eltona przybliża się do charakterystycznego, znanego od lat brzmienia grupy Solstice. Warto jednak wiedzieć, ze wszystkie wymienione utwory śpiewa nie, jak to w grupie Solstice zawsze bywało, wokalistka, a wokalista. I to nie byle jaki. Jest nim bowiem Andy Taylor, który prog rockowej publiczności powinien być doskonale znany z solowej płyty Tony’ego Banksa pt. „Still” (1991). Zaśpiewał on na niej w dwóch utworach: „The Gift” oraz „Still It Takes Me By Surprise”.

W sumie „zagubiony album” grupy „nie-Solstice” należy uznać za muzyczną ciekawostkę i powinien sprawić on frajdę wyłącznie najzagorzalszym fanom twórczości lidera zespołu. Można też traktować go jako swego rodzaju pomost w oczekiwaniu na nowe studyjne nagrania „prawdziwego” Solstice. Wprawdzie Andy Glass jeszcze nic oficjalnie o takowych planach nie mówi, ale z reguły wiadomo, że przy okazji koncertowych powrotów po tak długiej przerwie w działalności, otwierają spore szanse na wydanie płyty z premierowym materiałem. I jestem pewien, że dopiero ona, a nie omawiany tutaj „zagubiony album” może zelektryzować wszystkich sympatyków grupy Solstice. No cóż, wypada więc cierpliwie czekać na rozwój wypadków.

 
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!