Kto choć raz był w Paryżu, ten momentalnie skojarzy widok z okładki. Oczywiście, wieża Eiffla i stateczek powracający do przystani z wyprawy w okolice katedry Notre-Dame. Obowiązkowy punkt pielgrzymek milionów turystów odwiedzających tę – jak twierdzi wielu – najpiękniejszą metropolię świata…
Basista Pendragonu, Peter Gee, uczynił Paryż bohaterem swojego piątego solowego albumu. Do nagrania płyty zaprosił artystów doskonale znanych w kręgu progresywnego rocka. Główne linie wokalne wykonuje Steve Thorne. W dwóch utworach („Rock’n’Roll” i „Dancer”) śpiewa Damian Wilson, w jednym („The Flame”) pojawia się jego brat Paul, który – jak wszyscy dobrze pamiętamy – był głównym wokalistą na pierwszym albumie Petera Gee pt. „Heart Of David” (1993). Jest to tym samym pierwsza taka okoliczność, gdy dwaj bracia Wilson pojawiają się na tej samej płycie. Na perkusji gra Steve Christey z Jadis, a resztę instrumentów obsługuje sam Peter Gee. Ba, odważył się on wreszcie po raz pierwszy zaśpiewać podstawowe partie wokalne (w nagraniu „The Fight”), mocno wspierany tu przez Hayley Oliver, która odpowiedzialna jest na płycie „Paris” za harmonie wokalne. Choć akurat wokalny „popis” Petera trudno nazwać śpiewaniem. Raczej jest to rap niż śpiew z prawdziwego zdarzenia.
„Paris” to 15 utworów, na które składa się 12 piosenek i 3 instrumentale, całość nagrano w trakcie dwóch minionych lat w Aubbit Studios w Southampton pod czujnym okiem niekoronowanego króla neoprogresywnych dźwięków, Roba Aubreya. Utwory te pokazują prawdziwe oblicze naszego bohatera – trochę introwertyka, trochę samotnika, a przy tym niezwykle utalentowanego i wrażliwego kompozytora oraz wielkiego muzycznego romantyka. Z albumu możemy dowiedzieć się jak bardzo rozległe są muzyczne zainteresowania Petera: od typowo progresywnego numeru „Summer Love” po rockowy hymn „Rock’n’Roll”, od lirycznego „Romance” po tętniące życiem piosenki „Dancer” i „Soul Cry”, od chwytającego za serce „Into Light” po epicki „When Heaven Touches Earth”, nie mówiąc już o absolutnie przepięknej piosence tytułowej, przy której co wrażliwsi słuchacze z pewnością uronią niejedną łezkę… Jest tu też mnóstwo akustycznych (miniaturka „Narnia”) oraz romantycznych momentów, jak absolutnie piękny instrumental „Renaissance”, ballada „A Divided Heart”, tytułowy „ Paris” czy też bardzo francuski w swoim wydźwięku „La Ville Des Amoureux”. Szkoda tylko, że w tym ostatnim melodia zagrana jest na zsamplowanym, a nie na prawdziwym akordeonie. Prysnął przez to czar atmosfery „pod dachami Paryża”, którą, jak mi się wydaje, Peter Gee chciał tu za wszelką cenę wykreować.
Dla kogo jest zatem to płyta? Myślę, że nie tylko dla tych słuchaczy, którzy kojarzą Petera z grupy Pendragon. Nie tylko dla tych, którzy poszukują płyt, będących po prostu zbiorem ładnych piosenek. „Sądzę, że jest na tym albumie coś dla wszystkich, którzy po prostu kochają muzykę” – napisał w materiałach reklamowych Peter Gee. I wiecie co? Myślę, że ma on stuprocentową rację.