Jest to pierwszy krążek projektu Lifesigns, ale każdy z muzyków biorących udział w tym przedsięwzięciu ma bardzo duże doświadczenie muzyczne. Przez lata grali oni w różnych formacjach, a to pozwoliło im na stworzenie wspaniałej muzyki. Ich twórczość zawiera tradycyjne progresywne elementy, do których dopasowali melodyjne brzmienie, kierując się w stronę nowoczesności. Pozwolili sobie też na odrobinę nostalgii, co w efekcie brzmi znakomicie. Nagranie „Lighthouse” rozpoczyna się dziwnymi tajemniczymi dźwiękami, które po kilkudziesięciu sekundach przemieniają się w progresywny melodyjny utwór, a towarzyszące mu klawisze i partie wokalne czynią z tych niepozornych brzmień imponującą i zmieniającą się w trakcie trwania tego nagrania bardzo atmosferyczną, pięknie rozwijającą się suitę. Warto zwrócić uwagę na zakończenie tej kompozycji, jej gitarową solówkę i efektowne piorunujące zakończenie. Następna kompozycja rozpoczyna się pięknie wykonanymi partiami sekcji rytmicznej, do tego gra basu i towarzyszące w tle klawisze rozpływają się w naszych uszach i wypełniają nasze wnętrze. To utwór „Telephone”, które ma jeszcze jedną wielką zaletę, a są nią chórki, które dostarczają wiele radości podczas słuchania. Któż się nie wzruszy słysząc tak zaśpiewane: …”But your ears are open and your heart beats wide. Cos there’s something else and it’s deep inside. And you’re all alone and don’t know why…”.
Można by dalej snuć rozważania na temat poszczególnych utworów. Ale tylko indywidualny odbiór tych nagrań daje pełny obraz muzyki grupy Lifesings. Rewelacyjna gra na poszczególnych instrumentach, muzyczna duchowa wieź i wzajemne zrozumienie muzyków, pozwala na odkrywanie poszczególnych dźwięków, które układają się w jedną magiczną nutę i rozbrzmiewają wzniosłymi aranżacjami, z jakimi mamy do czynienia na tym krążku, można powiedzieć, że wręcz nas zniewalają…
Rozpoczynające się od mocniejszego gitarowego wstępu, po którym wchodzą partie klawiszy wszystko wraca w piękne progresywne harmoniczne brzmienie o zmiennym tempie i zawiera w sobie bardzo ciekawe elementy instrumentalne wręcz epickie - tak tworzą swą muzyczną wizytówkę. Potrafią nagrać album łączący w sobie muzykę porywającą swymi melodyjnymi, od razu wpadającymi w ucho wokalami, tak sympatycznie oddziaływującą na muzyczną duszę słuchacza, jak i misternie brzmiące poszczególne instrumenty tworząc klimat i nastrój. Muszę przyznać, że trudno jest mi się oderwać od tej tętniącej uroczymi wokalami i symfonią brzmienia płyty. Tak głęboko zawędrowała do mego wnętrza.
Wspaniałe artystyczne trio, które pod dowództwem Johna Younga zrealizowało tę płytę przyozdobiło ją kilkoma muzykami występującymi gościnnie, a są to: Steve Hackett, Robin Boult, Jakko Jakszyk i Thijs Van Leer. Na tym albumie słychać ich muzyczny wkład, swoją grą na akustycznej gitarze czy flecie potrafili wzbogacić i wypełnić muzyczną przestrzeń, dostarczając przez to słuchaczowi dodatkowych wrażeń. Jeszcze o jednej osobie trzeba wspomnieć, która też ma swój niebagatelny wkład w ten projekt, a mianowicie o producencie, którym jest Steve Rispin współpracujący wcześniej z wieloma zespołami i muzykami (Asia, Uriah Heep, Shadowland, Wishbone Ash, Fish, John Wetton, Landmarq).