Jakoś tak się dziwnie składa, ze ilekroć trafia mi w ręce album jakiegoś francuskiego zespołu specjalizującego się w rocku progresywnym, to moja reakcja prawie zawsze kończy się tą samą konstatacją: zawsze czegoś tym francuskojęzycznym grupom brakuje, czegoś, co pozwoliłoby im zachwycić cały progresywny świat i wyrwać się z grona wykonawców „drugiej kategorii”.
Nie twierdzę, że album „En Avant Doute…”, do tej pory bliżej mi nieznanej grupy o nazwie Lazuli, przełamie pewne bariery i „żabojadzie” stereotypy, ale po jego wysłuchaniu muszę przyznać, że na tle większości innych zespołów znad Sekwany produkcje tej grupy potrafią zaintrygować, budzą też pewne pozytywne refleksje i ciekawość. Jednym słowem, przyjemnie się ich słucha. Przede wszystkim trzeba przyznać, że muzyka Lazuli jest bardzo wyrazista. Zespół od samego początku intryguje, a potem przez cały czas trwania płyty w umiejętny sposób podsyca ciekawość słuchacza tak, że nawet nie wiadomo, kiedy mija 40 minut i album dobiega końca. I chce się go słuchać od nowa. Lazuli zachwyca też swoim instrumentarium. Obok tradycyjnych rockowych instrumentów zespół używa Chapman Sticka, marimby, i wibrafonu, a także instrumentu, który nazywa się Leode, a został on skonstruowany przez keybordzistę Claude’a Leonettiego, który po wypadku motocyklowym utracił możliwość używania do gry lewej ręki.
Brzmienie zespołu jest przestrzenne i bardzo przejrzyste, Lazuli czerpie z wielu różnych stylów, choć jak na moje ucho, muzyka z płyty „En Avant Doute…” nie jest wrzuconą do jednego wora mieszanką różnych gatunków, a raczej doskonanale zaadaptowaną dla potrzeb zespołu miksturą, łączącą pierwiastki pochodzące od innych wykonawców, a do tego mającą charakterystyczny posmak oryginalności muzyki a’la Lazuli właśnie.
Gdyby wyobrazić sobie francuskojęzyczny Abraxas, ze swoimi jak zawsze z pięknymi soczystymi partiami gitary, efektownymi klawiszami oraz nieco egzaltowanym, teatralnym sposobem wokalnej interpretacji (świetny, śpiewający wysokim głosem Dominique Leonetti), zabarwiony z lekka pewnymi elementami twórczości Mike’a Oldfileda, to chyba byłaby to najwłaściwsza definicja muzyki, którą usłyszeć można na płycie „En Avant Doute…”
Znajdujemy na niej 9 nagrań studyjnych, wśród których naprawdę nie ma słabego utworu, a co najmniej dwa: „Cassiopee” oraz „Capitaine coeur de miel” (ten drugi wykonywany oryginalnie przed laty przez inną francuską grupę, Ange, nie robił aż takiego wrażenia) zasługują na przyznanie im miana prawdziwych „muzycznych perełek”. Do zasadniczego krążka CD dołączona jest płyta DVD z ponad pół godziną nagrań koncertowych, teledyskiem do utworu „Le repas de l’ogre”, galerią fotografii oraz wyjaśnieniem zasad działania wspomnianego powyżej instrumentu o nazwie Leode.
Ciekawy i godny polecenia to zestaw, dający bogaty i pełny obraz możliwości zespołu Lazuli. Przywracający wiarę w możliwości francuskiego rocka progresywnego.