Magellan - Innocent God

Artur Chachlowski

ImageNiezmordowany Trent Gardner po raz kolejny zabiera nas w muzyczną podróż ze swoim Magellanem. To już 7 wyprawa w 17-letniej historii działalności zespołu. Tym razem jeszcze bardziej nowatorska, szczególnie z komercyjnego punktu widzenia. Pisząc o aspekcie komercyjnym nie mam, broń Boże, na myśli charakteru nowej muzyki Magellana, a raczej pionierski sposób sprzedaży tego albumu. „Innocent God” osiągalny jest za pośrednictwem strony internetowej wytwórni Muse-Wrapped Records (za stosunkowo nieduże pieniądze) w ramach systemu „Sell-Flow”, a tylko nieliczna ilość egzemplarzy wytłoczona jest w postaci tradycyjnej płyty CD i szczęśliwym trafem akurat taki krążek trafił mi w ręce. Mogę dzięki temu nacieszyć swoje oczy widokiem książeczki (grafika autorstwa Mattiasa Norena i Thomasa Ewerhardta – ludzi doskonale znanych ze swoich licznych artystycznych prac w świecie progresywnego rocka), ale i tak łza się w oku kręci na myśl o ogromnym postępie technologicznym, który prowadzi niestety do odhumanizowania kontaktu ze sztuką. Wygląda na to, że przechodzimy drogę od pięknych dużych kopert winylowych płyt, poprzez małe, ale kolorowe książeczki krążków kompaktowych po bezduszne pliki mp3 załadowywane z sieci. Ech…

Ale wróćmy do samej muzyki. Jeżeli ktoś zna dotychczasowe dokonania grupy Magellan, to po wysłuchaniu nowego albumu nie będzie niczym zaskoczony. Zespół kontynuuje na nim prezentację swoich dość oryginalnych i jedynych w swoim rodzaju pomysłów. Chociaż na „Innocent God” można zauważyć też kilka drobnych zmian. Przede wszystkim da się wyczuć, że Magellan całkowicie zdominowany został przez Trenta Gardnera. To on jest autorem całego repertuaru i choć na okładce znaleźć można trzyosobowy skład zespołu, to przy nazwisku Wayne’a Gardnera widnieje zaledwie napis: „przepłacony konsultant produkcyjny”, a przy Robercie Berrym – „długa lista innych instrumentów”. Biorąc nawet poprawkę na duże poczucie humoru Trenta Gardnera, widać wyraźnie, że to on odpowiedzialny jest za wszystkie partie wokalne i większość instrumentalnych. Na nowej płycie Magellana odszedł on od długich superepickich kompozycji. Wszystkie utwory wypełniające program płyty „Innocent God” zamykają się w zgrabnym 6-minutowym formacie, jedynie kompozycja tytułowa rozbudowana jest do prawie 10 minut. Za to jak zawsze w przypadku grupy Magellan słychać na nowym albumie genialną produkcję, krystalicznie czyste dźwięki i przejrzyste, podobające się od pierwszego przesłuchania kompozycje, które wszystkie, jak jeden mąż, wyszły spod ręki Trenta Gardnera. Trent zdecydowanie zdominował swoją osobą ten album i wyraźnie słychać, że czuje się w tej wyeksponowanej roli jak ryba w wodzie. Chociaż zastanawiam się przy tym, czy „Innocent God” to wciąż jeszcze album grupy Magellan, czy już raczej solowe dzieło Trenta?...

Tak czy inaczej album rozpoczyna się od mocnego uderzenia: świetnej kompozycji pt. „Invisible Bright Man”. To chyba najlepszy numer na całej płycie. Tuż po nim mamy równie dobry „My Warrior”, a zaraz po nim kompozycję tytułową. Rozpoczyna się ona od gitarowego riffu w stylu grupy Free, a potem mamy prawdziwą epicką jazdę bez trzymanki po przeróżnych i zaskakujących klimatach. Łącznie z etnicznymi i na wpół transowymi. Do tej pory jest na tym albumie naprawdę nieźle. Zespół gra w sposób ciekawy i bardzo amerykański. Wyraźnie słychać, że jest on spadkobiercą dokonań takich legend jak Kansas, Styx, czy Boston. Trent Gardner pokazuje, że jest doskonałym kompozytorem i instrumentalistą, a swoim głosem potrafi kreować niepowtarzalną atmosferę, która niczym magnes przyciąga do siebie słuchacza. Tak właśnie jest mniej więcej do 4 utworu na płycie. Potem robi się niestety odrobinę nudniej. Bo ani balladowy (głos + fortepian) „Who To Believe?”, ani instrumentalny. „Sea Of Details”, ani finałowy „Slow Burn” nie dorównują utworom z pierwszej części płyty i jednoznacznie wskazuje to na ustawiczne obniżanie się poziomu albumu w miarę zbliżania się do jego końca.

W sumie jednak płyta „Innocent God” to dobry i rzetelny album. Na magellanowskiej skali plasująca się znacznie powyżej stanów średnich.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok