Genesis - The Lamb Lies Down On Broadway

Artur Chachlowski

ImageKazdy z nas ma swój własny ważny, ulubiony album. A do takich jedynych w swoim rodzaju płyt zawsze podchodzi się z ogromnym sentymentem i zaangażowaniem. Ponad 20 lat temu w Muzycznej Poczcie UKF po raz pierwszy usłyszałem prezentowaną przez Piotra Kaczkowskiego płytę „The Lamb Lies Down On Broadway”. Byłem wówczas bardzo młodym chłopakiem, ale doskonale pamiętam, że muzyka od razu rzuciła mnie na kolana, choć za nic nie mogłem wtedy zrozumieć o co w tej opowiadanej przez Genesis historii chodzi. Jaki Rael, jaki baranek, na jakim Broadwayu?!!!...

Do pewnych spraw w życiu dorasta się powoli. Lecz w wielkiej, wspaniale zagranej muzyce zakochuje się od samego początku, od pierwszego przesłuchania. Pamiętam, że dokładnie tak stało się ze mną w przypadku tej płyty. Już po kilku minutach wiedziałem, że mam do czynienia z muzyką ponadczasową. Bardzo szybko wciągnęła mnie atmosfera tego albumu. Było to niczym odkrywanie wielkiej tajemnicy, rozszyfrowywanie znaczeń i sekretów, o których wcześniej nawet mi się nie śniło. I choć wtedy poznawałem ten album w 6 lat po jego światowej premierze, a Petera Gabriela już od dawna nie było w Genesis, jakoś w ogóle mi to nie przeszkadzało. Wtedy żyło się w innej rzeczywistości, wtedy czas płynął w innym tempie...Wtedy to zakochałem się w tej płycie. I miłość ta trwa nieprzerwanie już tyle lat...

The Lamb Lies Down On Broadway jest dzisiaj uznawany za legendarne, ale chyba i najbardziej kontrowersyjne dzieło w całym dorobku Genesis. Już w chwili wydania, a było to jesienią 1974 roku, płyta okazała się tak różna od tego, co do tej pory proponował zespół, że nawet największym pochlebcom jego dotychczasowej twórczości trudno było przyswoić sobie trudną i zawiłą historię opowiadaną na dwóch czarnych winylowych krążkach. Krytycy nie zostawili na tym albumie suchej nitki, nazywając go płytą nadętą i nudną, a początkowa sprzedaż wypadała znacznie gorzej od poprzednich wydawnictw Genesis. Jednak wraz z upływem czasu ”The Lamb...” zyskał sobie niemal mityczny status. Uznawany jest on dzisiaj za jeden z najważniejszych koncept – albumów w historii muzyki rockowej. Na pełne rezerwy początkowe przyjęcie miała z całą pewnością wpływ nerwowa atmosfera, która towarzyszyła przygotowaniom do sesji nagraniowej. Doskonale przyjęty poprzedni album oraz coraz bardziej efektowne spektakle koncertowe z postaciami, w które wcielał się na scenie lider zespołu Peter Gabriel, nie tylko dały podwaliny pojęciu „teatr rockowy”, lecz przede wszystkim wysoko zawiesiły poprzeczkę oczekiwań słuchaczy. Tymczasem Gabriel przeżywający pewne problemy rodzinne oraz zafascynowany ofertą pracy nad muzyką filmową do obrazu Williama Friedkina na kilka długich tygodni odsunął się od zespołu. W międzyczasie pozostali członkowie Genesis (Tony Banks, Phil Collins, Mike Rutherford i Steve Hackett) komponowali muzykę na nową płytę i z niecierpliwością oczekiwali na teksty Gabriela. Nie wyraził on wtedy zgody na żadną pomoc, czy współpracę w tym zakresie ze strony kolegów z zespołu. Tek więc teksty i muzyka powstawały osobno i w efekcie później okazało się, że istnieje konieczność dopisania naprędce kilku dodatkowych melodii, które uzupełniłyby tę nad wyraz skomplikowaną historię przygotowywaną przez Petera. A mówiła ona o młodym Portorykańczyku Raelu – swoistym alter ego Gabriela – człowieku będącym synonimem zapowiadającej się coraz mocniej rewolucji punk. Rael to człowiek o rozdwojonej osobowości, przeżywający niezrozumiałe i zbyt zawiłe dla zwykłego śmiertelnika przygody. O ile wydźwięk pojedynczych utworów na płycie jest w miarę jasny i przejrzysty, to całej opowieści brakuje czytelności i płynności. Wymyśloną przez Gabriela fabułę wydrukowano na okładce płyty, gdyż całą akcję trudno było pomieścić w poszczególnych piosenkach. Ale i tak skomplikowane wizje, przypowieści i rozliczne wątki autobiograficzne tak skutecznie zaciemniają tę opowieść, że całe przesłanie staje się zupełnie niejasne. Inna rzecz, że patrząc z perspektywy czasu w tekstach Gabriela znajdujemy zapowiedź punktu zwrotnego w jego karierze. Po wydaniu albumu „The Lamb Lies Down On Broadway” i po trwającym 102 koncerty niezwykle wymyślnym i wyszukanym pod względem scenicznej produkcji tournee, Gabriel obwieścił  światu swoje odejście od zespołu...

A nam pozostała ta płyta. Płyta, której blask po latach lśni coraz mocniej. Płyta, którą owiewa nutka romantyzmu i sentymentu. Żalu, że to ostatnie dzieło, które Peter Gabriel zrealizował pod szyldem Genesis. A przecież zawiera ono tak wiele wartościowych i kto wie, czy nie najlepszych kompozycji w całym repertuarze Genesis. Przecież utwory „In The Cage”, „Carpet Crawlers”, „The Chamber Of 32 Doors”, czy kompozycja tytułowa na trwałe weszły do kanonu progresywnego rocka. Z kolei inne, jak „Hairless Heart”, „Anyway”, „It” czy „The Lamia” może nie trafiły do grona najsłynniejszych nagrań zespołu, ale przecież do dziś urzekają niepowtarzalnym pięknem i fenomenalnym nastrojem.

Aż łza się w oku kręci, że czas płynie tak szybko i tyle wokół nas się zmienia. Na szczęście pozostaje muzyka. Tylko lat nam przybywa...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!