Niedawno opisywaliśmy na naszych łamach nowy album grupy Curved Air zatytułowany „North Star”. Tak się złożyło, że w składzie współczesnej inkarnacji tego zasłużonego dla progresywnego rocka zespołu nie ma miejsca dla charyzmatycznego skrzypka, a zarazem jednego z założycieli Curved Air i twórcy jego największych sukcesów z lat 70., Darryla Waya.
Po zawieszeniu działalności macierzystego zespołu, Darryl współpracował m.in. z grupami Jethro Tull, Gong i Trace, był twórcą pamiętnego albumu „Concerto For Electric Violin”, a całkiem niedawno, po zakończeniu długiej przerwy w działalności muzycznej – poza okazjonalnymi, a wręcz sporadycznymi występami - skoncentrował się on na karierze studyjnego solisty. Rok temu recenzowaliśmy jego solowy album zatytułowany „Ultra Violin”, a dziś piszemy o jego najnowszym krążku pt. „Children Of The Cosmos”. Ma on całkowicie odmienny charakter od swojego poprzednika. Nie zawiera bowiem żadnych adaptacji ani wariacji na temat muzyki klasycznej. Składa się wyłącznie ze skomponowanych przez Darryla Waya (jest jeden wyjątek: tradycyjny instrumentalny utwór „Logan Love”) piosenkowych utworów, które… zaśpiewał nasz bohater. Tak, to może być spore zaskoczenie, bo chyba niewielu spodziewało się po słynnym skrzypku, że stanie on za mikrofonem i pokaże światu swój talent wokalny. A jak się okazuje, posiada on całkiem dobre warunki głosowe i w sposób przekonywujący demonstruje je w każdym z wypełniających płytę „Children Of the Cosmos” utworze (tutaj też jest jeden wyjątek: piosenkę „Fire With Fire” śpiewa nie Way, a niejaka Rosie i skądinąd robi to nienajgorzej).
Dla wielu ta płyta będzie sporym zaskoczeniem. Do tej pory nie znaliśmy takiego Darryla Waya. Nie rezygnując z eksponowania dźwięków elektrycznych i akustycznych skrzypiec (są one obecne we wszystkich utworach na płycie) odważnie wkroczył w świat pop rocka, nasycając swoje kompozycje elektronicznymi podkładami, beatami, samplami i loopami. Ochoczo sięgnął po atrybuty współczesnej techniki realizacji dźwięku, a i kompozycyjnie odważnie zaimplementował szereg elementów, które są dzisiaj na „wyposażeniu standardowym” nagrań, które podbijają listy przebojów.
Nie, nie chciałbym nazwać albumu „Children Of The Cosmos” przebojowym. Daleko mu do tego. Ale jeżeli chodzi o panujące obecnie trendy, mody i komercyjne wymogi, to dość dobrze wpisuje się on we współczesne ramy. Ale są też miłe dla ucha niespodzianki. Czasem piosenki Waya brzmią jakby były utrzymane w stylu The Beatles („Summer Of Love”), a czasami uderza on w nutę a’la Muse („The Best Of Times”, „An American Tale”, „Nature’s Way”). Nie zapomina też o monumentalnie epickich klimatach (kompozycja tytułowa), wirtuozerskich popisach skrzypcowych („Don’t Look Back”), a także puszcza filuternie oko w stronę muzyki klasycznej („Sergey”).
Przyjemna i zaskakująca to płyta. Tym bardziej warta poznania. Polecam!