Lekarz, urzędnik bankowy i dwóch członków orkiestry wojskowej. To skład grupy o nazwie Apple Pie. Zdaję sobie sprawę, że nie brzmi to zbyt zachęcająco. Gdy jeszcze dodam, że zespół pochodzi z rosyjskiego Kurska, to jestem pewien, że na niejednej twarzy pojawi się uśmiech politowania. Jeżeli nawet faktycznie wywołało to taką reakcję, to powiem Wam, że nie powinniście przestawać czytać tej recenzji. Bo płyta „Crossroad” grupy Apple Pie to rzecz doprawdy imponująca i zasługująca na to, by podchodzić do niej z należnym jej szacunkiem. Szczególnie, gdy jest się fanem dobrej progresywnej muzyki potrafiącym doceniać to, co w muzyce wartościowe i wyczulonym na prawdziwe muzyczne piękno.
Zanim przejdę do omówienia samej płyty pozwólcie, że pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż nigdy nie kryłem, że jestem ogromnym sympatykiem twórczości grupy Spock’s Beard. Szczególnie z czasów, gdy w zespole działał Neal Morse. Wydane po jego odejściu albumy nigdy nie zachwycały mnie jednak jako całość, choć przyznaję, że pojedyncze utwory (na przykład „Ghosts Of Autumn”, „She Is Everything”, czy „On A Perfect Day”, że wymienię tylko kilka pierwszych z brzegu) ciągle robiły na mnie ogromne wrażenie. Niemniej jednak żadna z płyt Brodaczy wydanych po 2002 roku nie zachwyciła mnie od początku do końca. Gdy zaś słucham albumu zespołu Apple Pie, to po głowie krąży mi myśl, że byłbym wręcz zachwycony, gdyby współczesny Spock’s Beard prezentował się tak dobrze, jak robi to na płycie „Crossroad” ta właśnie rosyjska formacja.
Apple Pie z naturalną swobodą porusza się po przeróżnych muzycznych terytoriach i, podobnie jak Spock’s Beard, łączy w swojej twórczości dosyć rozległe inspiracje. Jednak muzyczny „core business” to dla grupy Aple Pie klasyczny rock progresywny z wieloma epickimi elementami, progresywną wielowątkowością, akustyczną delikatnością i prog metalową drapieżnością. Zespół idealnie skupia w swojej muzyce dźwięki akustycznych i elektrycznych gitar (gra na nich Vartan Mkhitaryan, który na „Crossroad” także prowadzi główne linie wokalne), wycyzelowanych partii instrumentów klawiszowych (Oleg Sergeev), świetnej sekcji rytmicznej (Alex Bidin – bas, Andrey Golodukhin – perkusja) oraz fantastycznych kobiecych chórków utrzymanych w stylistyce Pink Floyd (pamiętacie słynne „ooooaaaa”?) w wykonaniu Anny Sidorenko. Większość utworów na płycie to rozbudowane, a przy tym bardzo melodyjne utwory, które idealnie wpisują się w stylistykę znaną z płyt Spock’s Beard. Całość rozpoczyna się od utworu zatytułowanego – nomen omen – „The Beginning”, który w swojej pierwszej części jest nieomal akustyczną balladą, lecz jego nastrój zmienia się w części drugiej, w której słyszymy już ostrą, prawie że metalową jazdę. Doskonały to utwór. To samo można powiedzieć o kilku innych nagraniach, które znajdujemy na płycie „Crossroad”. 10-minutowe kompozycje „Sunrise” i „Escape” to chyba dwa najbardziej wyróżniające się – przynajmniej z prog rockowego punktu widzenia – fragmenty tego wydawnictwa. Podobnie jak i kompozycja tytułowa, która posiada niesamowity wręcz klimat oraz zawiera liczne wspaniałe instrumentalne solówki. Na wyróżnienie zasługuje też ostatni na płycie utwór – „Final” -, w którym odnaleźć można pewne muzyczne wątki z utworu „The Beginning”, które na zasadzie pętli spinają ten zaskakująco dobry album. Finałowej kompozycji (trwa ona ponad 12 minut) najlepiej słucha się w pakiecie razem z poprzedzającym ją instrumentalnym nagraniem „Nothing Comes Everything”. Razem stanowią one ponad 20-minutową muzyczną ucztę dla uszu złaknionych natchnionych, a zarazem bardzo wyrazistych prog rockowych dźwięków.
Wymienione przeze mnie utwory to nie jedyne imponujące fragmenty płyty Crossroad”. Na pewno przypadną one do gustu publiczności zorientowanej na tradycyjne prog rockowe brzmienia. Ale na albumie tym można odnaleźć kilka nagrań z zupełnie innej półki, które na zasadzie kontrastu także potrafią wyróżnić się i to w sposób wręcz niezwykły. Weźmy taką niby prostą, ale jakże uroczą balladę „Nothing” z przepięknym solo zagranym na saksofonie, weźmy tryskający energią i w szokujący wręcz sposób nawiązujący do big bandowego brzmienia utwór „Temptation”, czy liryczną pieśń „Still Got My Faith In You”, w której dźwiękom wygrywanym na akustycznej gitarze towarzyszy wokalny duet Vartana Mkhitaryana i Anny Sidorenko. Tu znowu mała dygresja. Wszystkie utwory na płycie „Crossroad” są śpiewane przez Vartana po angielsku i to głosem, w którym nie sposób doszukać się jakiegokolwiek śladu obcego akcentu. Barwa jego głosu, szczególnie w spokojniejszych fragmentach przypomina mi odrobinę wokal Burke’a Shelleya z grupy Budgie i w ogóle brzmienie całego zespołu Apple Pie nawiązuje do najlepszych tradycji angielskiego i amerykańskiego (prog) rocka.
Prawdziwie piękna to płyta. Wspaniale się jej słucha. Stanowi ona niezwykle pozytywne zaskoczenie i zdecydowanie wyróżnia się na tle innych, tak licznych przecież, ale nie aż tak doskonale prezentujących się nowych grup z kręgu progresywnego rocka.