Najpierw był płytowy debiut pt. „Planet X” w 1999 roku, rok później album „Universe”, a w 2002 roku ukazał się krążek „Moon Babies”. Teraz grupa Planet X dorzuca do tej kolekcji swój czwarty studyjny album, na którym, podobnie jak na swoich poprzednikach, przedstawia solidną mieszankę instrumentalnego metalu i muzyki fusion. To już trzeci, po „Four O’clock And Hysteria” Alana Morse’a i „Go” Daryla Stuermera, wydany mniej więcej w tym samym czasie przez wytwórnię InsideOut krążek zawierający muzykę utrzymaną w podobnej stylistyce. Trzeci i niestety najsłabszy. Piszę to z przykrością, gdyż ambicje Dereka Sheriniana (k) i Virgila Donatiego (dr), którzy od lat stanowią jądro formacji Planet X na pewno sięgają dużo dalej. Świadczy o tym chociażby udział w charakterze zaproszonego gościa na „Quantum” słynnego gitarzysty Allana Holdswortha. Zagrał on w dwóch utworach: „Desert Girl” i „The Thinking Stone” i wyraźnie słychać w nich piękno magicznych dźwięków dobywających się spod jego palców, ale jednak nie zdołał on uratować całości. Za większość gitarowych partii na płycie „Quatrum” odpowiada niejaki Brutt Garsed i przyznam szczerze, że jego gra jakoś mnie nie przekonuje. Podobnie jak i jakość większości materiału wypełniającego program nowego dzieła Planet X. Męczyłem się już przy jego pierwszym przesłuchaniu. Po jakimś czasie chciałem dać tej płycie jeszcze jedną szansę. Ale znowu mocno się wynudziłem. Niby słychać, że panowie potrafią grać, niby poszczególnym utworom ze strukturalnego punktu widzenia nic nie brakuje, ale jako całość płyta nie zachwyca. Określiłbym ją jako dość sztampowe granie, a same kompozycje brzmią niemal jak kalki z jakiegoś szablonu pt. „utwory w stylu fusion”.
Przyznam, że raczej niechętnie, jeżeli już w ogóle, będę sięgał po tę płytę w przyszłości. Słuchanie muzyki powinno sprawiać przyjemność. Ja tego uczucia przy słuchaniu albumu „Quantum” niestety nie doświadczyłem.