Iscariota - Historia życia

Paweł Świrek

ImageZespół Iscariota istnieje od 1990 roku, a pochodzi z Sosnowca. Niespełna ćwierć wieku to bardzo długo, jednak jak na tak długi okres działalności, to wydaje się, że dorobek zespołu wypada dość skąpo. „Historia życia” to zaledwie trzeci pełnowymiarowy album zespołu (po „Cosmic Paradox” z 1995 roku i „Pół na pół” z 2007).

Najnowszy album został nagrany w zupełnie innym składzie niż poprzednie wydawnictwa grupy. Z oryginalnego składu ostało się tylko dwóch muzyków: Piotr Piecak, niegdyś perkusista, a obecnie wokalista oraz gitarzysta Dominik Durlik. Resztę uzupełniają nowe osoby. W przeciwieństwie do wcześniejszych dokonań kapeli, całość ubarwia brzmienie instrumentów klawiszowych. Czy to dobrze? Zależy jak się na to patrzy. Iscariotę wspomagają gościnnie: Piotr Brzychcy (Kruk) oraz część zespołu KAT & Roman Kostrzewski. Niektóre z zamieszczonych na płycie kompozycji trafiły wcześniej na EP-ki (wydane niespełna dwa lata temu).

Wszystko to ładnie wygląda, ale niestety całość już tak do końca piękna nie jest. O ile instrumentalnie całość tylko nieznacznie odbiega od tego, co działo się na poprzednich albumach kapeli, o tyle z wokalem jest już zdecydowanie gorzej. Maniery wokalne Piotra Piecaka bardziej pasują do muzyki pop czy nawet disco polo, a nie do hard rocka czy metalu. Szczególnie jest to rażące w utworze „Wróg publiczny”. Piotr powinien zdecydowanie pozostać przy graniu na perkusji, a zespół powinien sobie poszukać innego wokalisty. Bo dowodem na to, że muzyka Iscarioty całkiem nieźle wypada z innym głosem jest gościnny udział Romana Kostrzewskiego, który swoimi partiami wokalnymi śpiewanymi grobowym głosem, kreuje wspaniały nastrój utworu „Celtycki chłód”.

Generalnie, o ile początek płyty brzmi naprawdę obiecująco, o tyle im bardziej w głąb, tym jest gorzej. W warstwie tekstowej nie ma zbyt dużych odstępstw w stosunku do wcześniejszych wydawnictw zespołu, chociaż moim zdaniem lekko trąca w niej grafomanią. W kwestii instrumentalnej, całość jako tako broni się. Wyraźnie brzmiąca perkusja i chwilami wręcz wirtuozerskie gitary są zdecydowanie najmocniejszymi punktami albumu. Gdyby nie warstwa wokalna, mielibyśmy naprawdę udaną płytę. Nawet Piotr Brzychcy zbytnio nie ratuje sytuacji. Dlatego też, album „Historia życia” traktuję bardziej jako ciekawostkę, niż jakieś szczególne wydarzenie. W sumie nic specjalnego, ale posłuchać można.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!