Po wydanych wcześniej EP-kach „Seize The Day” i „Guardian Angel” 6 października br. grupa Galahad wypuszcza na rynek trzecią i ostatnią tegoroczną płytkę zatytułowaną „Mein Herz Brennt”. Tym samym dobiega końca wydawnicza trylogia będąca wstępem do planowanych na przyszłych rok obchodów 30-lecia działalności zespołu.
Do tych dość niekonwencjonalnych pomysłów Galahadu z kolejnymi swoimi wydawnictwami (przypomnijmy, najpierw w 2012 roku ukazały się dwa pełnowymiarowe albumy „Battle Scars” oraz „Beyond The Realms Of Euphoria”, a w tym roku mamy trzy wspomniane EP-ki) sympatycy zespołu zdążyli już przywyknąć i dlatego też najnowsze wydawnictwo na pewno ucieszy tych wszystkich, którzy zespół Stuarta Nicholsona darzą szczerą sympatią. Choć prawdę powiedziawszy, z kolekcjonerskiego punktu widzenia wydaje się ono chyba najmniej atrakcyjne w tej całej EP-kowej trylogii. Ale z drugiej strony, repertuarowej, może okazać się prawdziwym „białym krukiem” w niejednej kolekcji.
Otóż, EP-ka „Mein Herz Brennt” zawiera cztery wersje skomponowanej i oryginalnie wydanej w 2001 roku na albumie „Mutter” kompozycji grupy Rammstein. Galahad zaprezentował cztery różne spojrzenia na tę kultową piosenkę. Pierwsze, to klimatyczne ujęcie głos + fortepian, drugie – pełna rockowa wersja (obie te wersje śpiewane są przez Nicholsona po niemiecku, stąd moim zdaniem unikatowość niniejszej EP-ki), trzecia – to ponownie pełna rockowa wersja, ale z angielskim tekstem. I wreszcie odsłona czwarta – całkowicie instrumentalna. Tym razem Galahad nie dorzucił do podstawowego zestawu żadnej koncertowej ciekawostki, ani też żadnego muzycznego rarytasu. Nic. Po prostu cztery wersje tej piosenki, trwające łącznie niewiele ponad 20 minut. Niby nic, a jak wiele.
Bo przecież to, co kiedyś miało być muzycznym żartem, przerywnikiem w pracy podczas żmudnych prób, urosło teraz do rangi osobnego Galahadowego tworu i zaczyna żyć samodzielnym życiem. Tak jak powiedziałem, z jednej strony to atrakcyjna wariacja na temat obcej kompozycji, a z drugiej – kolekcjonerski „biały kruk”.
Dodajmy, że całość została nagrana i zmiksowana przez Karla Grooma (Threshold) w słynnym Thin Ice Studios, a zespół Galahad, kończąc już tę tegoroczną wydawniczą serię EP-ek, powoli przymierza się do nowej, pełnowymiarowej studyjnej płyty. Ale na premierowe nagrania przyjdzie nam chyba jeszcze trochę poczekać. Najpierw czeka nas rok jubileuszowy, na który Galahad też przygotował kilka niespodzianek (m.in. zremasterowaną reedycję wydanej w 2007r. płyty „Empires Never Last”), a nowy album zapewne ukaże się dopiero na początku w 2016 roku. No cóż, niejedno serce zapłonie wskutek tych licznych wydawniczych atrakcji. Moje też. Mein Herz brennt.