The Call to kalifornijska grupa założona przez Michaela Beena. Działała w latach 1980-2000 wydając w tym czasie 8 płyt długogrających. Przyznam szczerze, że nie śledziłem nigdy losów tej – jak się okazuje – dość popularnej w swojej ojczyźnie formacji (m.in. piosenka „Let The Day Begin” była użyta w kampanii prezydenckiej Ala Gore’a w 2000 roku). Dopiero gdy egzemplarz omawianego dziś albumu trafił do moich rąk, przyjrzałem się bliżej losom tej grupy. To, że nie funkcjonuje ona już od kilkunastu lat – wiedziałem po zaglądnięciu na stronę internetową http://the-call-band.com Dowiedziałem się jednak, że w latach 80. zespół Michaela Beena koncertował jako support przed Peterem Gabrielem i grupą Simple Minds (notabene brzmienie grupy The Call bardzo przypomina ten właśnie zespół). Dowiedziałem się też o rzeczy przykrej: lider i założyciel The Call, Michael Been, 19 sierpnia 2010 roku zmarł na atak serca. Jego śmierć nastąpiła w zadziwiających okolicznościach. Stało się to podczas festiwalu Pukkelpop w Belgii, gdzie akurat pracował jako inżynier dźwięku grupy Black Rebel Motorcycle Club. Mało tego, liderem tej grupy był (i do tej pory jest) jego syn, Robert Levon Been…
Teraz, cztery lata po tym tragicznym zdarzeniu, ukazuje się album będący zapisem występu specjalnie reaktywowanego na ten jeden koncert zespołu The Call, w którym miejsce za mikrofonem zajął wspomniany syn nieżyjącego lidera tej formacji. Koncert odbył się 19 kwietnia ubiegłego roku w legendarnym klubie The Troubador w Los Angeles. Został sfilmowany przez kilka kamer, a dźwięk zarejestrowany został na profesjonalnym sprzęcie, dzięki czemu teraz na podwójnym albumie DVD+CD ukazuje się jako dokument tego wydarzenia, a zarazem jako hołd złożony Michaelowi Beenowi przez kolegów z zespołu The Call.
Jak już wspomniałem, nie znałem dobrze twórczości The Call z czasów, gdy zespół ten regularnie nagrywał i koncertował, ale na podstawie tego jednorazowego występu muszę przyznać, że w muzyce tej grupy znaleźć można sporo miłych uszom dźwięków, wiele urokliwych melodii i całe mnóstwo fantastycznych piosenek. Jak już wspomniałem, na pierwszy rzut ucha twórczość The Call przypomina mi zespół Simple Minds. Może jest ona ciut bardziej „przybrudzona” cięższymi riffami, odrobinę mroczniejsza, ale to ta sama półka stylistyczna. Nie ukrywam, że muzyka, którą usłyszałem na niniejszym albumie jest na tyle inspirująca, że sięgnąłem po stare, oryginalne nagrania The Call. I powiem szczerze, że z przeogromną radością „odkryłem” dla siebie zespół, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem.
„Trudno mi wyrazić jak wiele ten koncert dla mnie znaczył” – tak o albumie „A Tribute To Michael Been” opowiada Robert Levon Been. „Po raz pierwszy wystąpiłem na scenie ze Scottem Musickiem, Jimem Goodwinem i Tomem Ferrierem, ale już od momentu pierwszych wspólnych prób czułem obecność wśród nas mojego ojca. Myślę, że udało się nam tą płytą stworzyć coś niezwykłego, jakby duchowe echo muzyki ojca. Echo, którego dźwięk będzie jeszcze długo rozchodził się po świecie.”
Myślę, że w istocie tak będzie. Bo dzięki temu albumowi nie tylko uczczono pamięć o wybitnym muzyku, którego dokonania znały tysiące, głównie amerykańskich, słuchaczy, ale i otworzono oczy na twórczość Michaela Beena odbiorcom takim jak ja, którzy nigdy wcześniej o nim nie słyszeli. Dlatego polecam to wydawnictwo wszystkim, którzy chcieliby po latach odkryć muzykę nieistniejącej już grupy, której popularność być może nie sięgała najwyższej półki, ale której muzyki słucha się naprawdę z ogromną przyjemnością. Twórczość The Call to dobry melodyjny rock, ze sporym ładunkiem przebojowości, a dzięki obecności na tym krążku syna jej lidera, nacechowana jest ona też świeżym powiewem młodzieńczości. Gwarantuję, że oglądając, bądź – jak kto woli – słuchając tego koncertu, spędzicie blisko 70 wspaniałych minut przy naprawdę bardzo dobrej muzyce. Warto!