Zespół Bedtime Story pochodzi z Izraela, a założony został w styczniu 2003 roku przez Liora Havkina i Orpaza Agranova. Niniejszy album jest pierwszą płytową produkcją zespołu. Słuchając go można się przekonać, że Bedtime Story gustuje w stylistyce flower power, wzbogaconej solidną dawką współczesnej elektroniki, bluesa, a chwilami nawet i delikatnego jazzu.
Już sama okładka z charakterystycznym liternictwem, którym wypisana jest nazwa grupy, nie pozostawia żadnych wątpliwości. Faktycznie, mamy do czynienia z czystą psychodelią i już pierwszy utwór na płycie o wielce wymownym tytule „Little Magic Mushrooms”, mówiący o wpływie tytułowych grzybków na stany emocjonalne, świadczy o tym, że w grupie Bedtime Story odnajdujemy prawdziwych potomków „dzieci – kwiatów”:
„Little magic mushrooms, they grow under trees,if you’ll have a few then your mind will be free...”Muzyka tego zespołu nie przenosi nas jednak wprost do minionych czasów hippisowskiej ery. Orpaz Agranov używa niezliczonej ilości sampli, programatorów i nie wiadomo jakich jeszcze elektronicznych sprzętów, dzięki czemu wynosi klasyczne elementy psychodelicznego rocka słyszalne w muzyce Bedtime Story w całkowicie inny wymiar. Najlepiej słychać to w transowo-triphopowym, prawdopodobnie mogącym z powodzeniem funkcjonować w dzisiejszych dyskotekach, utworze „The Irremovable Mask”. To prawdziwie awangardowy psychodeliczny rock XXI wieku. Ale nagranie to jest pod tym względem o tyle wyjątkowe, że różni się zdecydowanie od pozostałych utworów, stanowiących program niniejszej płyty. Co charakterystyczne, nie trwa ona ani za długo, ani za długo: ot, klasyczne 42 minuty, na które składa się 6 wyrazistych utworów. Po jednym – dwóch przesłuchaniach rozróżniamy je bezbłędnie i doskonale rozumiemy na czym polega indywidualny urok każdego z nich. Trzeba przyznać, że członkowie grupy Bedtime Story potrafią grać. Są nie tylko mistrzami doskonałych melodii, ale do perfekcji opanowali też sztukę budowania nastroju. Dwuczęściowa kompozycja „Pearl”, niosąca ze sobą niesamowity ładunek emocjonalny naszpikowany elementami patosu i jeżozwierzowej atmosfery oparta jest na ciekawej linii melodycznej, którą pięknie wyśpiewuje wokalista Leon B. Jego partie przypominają mi trochę harmonie wokalne słyszalne na wczesnych płytach The Moody Blues. Leon B. gra także na wiolonczeli, co z tablą, sitarem, thereminem i indyjską harfą używaną przez gitarzystę Liora Havkina, daje obraz złożoności brzmienia instrumentarium, którym Bedtime Story posługuje się na swojej płycie. O elektronicznych smaczkach w wydaniu Orpana Agranova już pisałem. Skład grupy uzupełnia perkusista Or Argash. Facet też potrafi grać.
Bedtime Story to kolejna bardzo przyjemna muzyczna niespodzianka z Izraela. Jak widać, Aviv Geffen i Steven Wilson z ich Blackfieldem (podziękowania dla obu panów wydrukowane są dużą czcionką w książeczce niniejszej płyty) wykonali doskonałą robotę dla spopularyzowania ambitnej, a przy tym miłej w odbiorze muzyki. Produkcje zespołu Bedtime Story idealnie łączą ze sobą dwa muzyczne światy: melodykę i epikę. Oba te elementy wyraźnie przewijają się przez cały czas w muzyce, która – uwaga, to dobra wiadomość dla sympatyków prog rocka - klimatycznie bardzo często zahacza o klimat wczesnych nagrań Pink Floyd, Velvet Underground, czy Porcupine Tree. A przy tym wszystkim brzmi ona na tyle oryginalnie, że nie jestem w stanie odszukać w pamięci współczesnego wykonawcy, który równie udanie, jak Bedtime Story zanurzałby się w psychodelicznych dźwiękach, dźwigając przy tym tę stylistykę na poziom, który osiągalny był tylko nielicznym wykonawcom, i to aż przed prawie 40 laty.