Archive - Live At The Zenith

Marcin "Goornik" Górnikowski

Image Archive to zespół z wielu względów niezwykle ciekawy. Jest to jedna z tych grup, które paradoksalnie są bardziej znane poza granicami swego kraju. Wcale nie w Wielkiej Brytanii, tylko np. we Francji czy Polsce, Archive ma rzeszę najbardziej oddanych fanów. Popularność w naszym kraju zespół zyskał za sprawą oszałamiającego sukcesu utworu "Again", który przez 70 tygodni utrzymywał się na Liście Przebojów Radiowej Trójki (jest to rekordowy wynik w historii tej audycji, która emitowana jest od ponad 20 lat).

Ciekawa jest muzyczna droga, jaką przebyła grupa. Bo oto zespół, który debiutował krążkiem stricte trip-hopowym jest teraz uważany za jedną ze sztandarowych grup spod znaku rocka progresywnego. W ramach tego gatunku panowie również poruszają się dość odważnie, bo potrafili po świetnie przyjętym, dość spokojnym krążku wykonać zwrot i nagrać płytę o wiele mocniejszą. W międzyczasie zdarzył im się także flirt z muzyka filmową, później była płyta unplugged, by teraz wydać kolejną płytę koncertową - tym razem już z prądem.

Kolejną ciekawostką, którą można wychwycić śledząc historię zespołu jest jego skład. Otóż od początku działalności grupę tworzą w zasadzie tylko dwaj muzycy - Danny Griffiths i Darius Keeler, reszta zespołu w ciągu tych lat dość często się zmieniała. Zmiany te paradoksalnie odbijają się pozytywnie na poczynaniach grupy - panowie Griffiths i Keeler dbają o to, by muzyka Archive podążała w odpowiednim kierunku, natomiast nowo przybyli muzycy swoimi pomysłami dodają jej świeżości.

Jednak jak dla mnie najciekawszym aspektem związanym z Archive są ich koncerty. Przy całym szacunku dla ich twórczości studyjnej uważam, że grupa ta pełnię swych możliwości pokazuje dopiero na występach scenicznych, gdzie ich muzyka nabiera zupełnie innego wymiaru. Energia, jaka towarzyszy ich koncertom to dla mnie prawdziwy fenomen. Gdyby naukowcom udało się znaleźć sposób na przetwarzanie tej energii, Archive bez problemu w trakcie swoich występów mogłoby zasilić nawet wielką metropolię. Jestem gotów postawić tezę, że w tej chwili w światku prog-rockowym Archive jest najlepszym zespołem koncertowym. Takie stawianie sprawy sprawia, że moje oczekiwania wobec "Live at the Zenith" były bardzo duże.

"Live at the Zenith" to 11 kompozycji zarejestrowanych podczas koncertu w Paryżu. Z racji tego, że koncert był częścią trasy promującej album "Lights" lwią część krążka wypełniają utwory z tejże płyty. Bez wątpienia w wersjach koncertowych zyskały one dodatkowy blask. Jeżeli kogoś nie do końca przekonała płyta "Lights" istnieje szansa, że dzięki wersjom koncertowym zmieni nastawienie do niektórych kompozycji. Szkoda jedynie, że na płycie pominięto dwa utwory, które moim zdaniem znakomicie sprawdziły się na trasie koncertowej - "System" i "Programmed".

Materiał z "Lights" uzupełniają kompozycje stanowiące przekrój przez dyskografię grupy. Utwory te to prawdziwe rodzynki "Live at the Zenith", bo oto otrzymujemy wszytko co najlepsze w wykonaniu Archive: ściany dźwięku przeplatane śpiewem Marii Q, czyli "You make me feel" (dla mnie bez wątpienia opus magnum tej płyty), gniew "Fuck U" czy żal i smutek legendarnego "Again" (zaskakująco dobrze radzi sobie Dave Penney z utworem, który wydawałoby się nikt poza Craigiem Walkerem nie jest w stanie wykonać z taką dawką emocji).

Problemem "Live at the Zenith" (jak i każdej innej płyty koncertowej) jest jednak fakt, że niejako na starcie była ona skazana na porażkę. Bo oto próbuje się dokonać niemożliwego - bo jak w obrębie CD zawrzeć całą magię koncertu, na którego sukces składa się tyle czynników. Bo Archive to nie tylko to, co słyszymy, to także fantastyczne oświetlenie, niesamowity ruch sceniczny no i ta chemia, jaka wytwarza się miedzy zespołem a publicznością w trakcie występu. Wszystko to perfekcyjnie zgrane stanowi fenomen koncertowy tej grupy. Dlatego wydaje mi się, że album ten może zachwycić w większym stopniu tych, którzy nie widzieli zespołu na żywo, tych którzy nie mają tego punktu odniesienia do rzeczywistości. Nie oznacza to, że pozostałe osoby nie mają po co sięgać po "Live at the Zenith", bo i one mogą mieć sporo przyjemności z obcowania z tym materiałem. Twierdzę jedynie, że uczucie niedosytu jest raczej nieuniknione. Dlatego mam nadzieję, że pewnego dnia ukaże się koncertowe DVD grupy - w tej formie (gdy dodatkowo prócz słuchu zostanie zatrudniony wzrok) zespół ma szansę być bliżej sukcesu, jakim jest najpełniejsze oddanie klimatu koncertu. Do tego czasu pozostaje raczyć się koncertowym CD, które mimo swej niedoskonałości stanowi świetną pamiątkę z rewelacyjnej trasy, której za sprawą krakowskiego Studia i warszawskiej Progresji i my byliśmy częścią.

P.S. Wersja limitowana "Live at the Zenith" zawiera dodatkowy krążek DVD z 32-minutowym filmem dokumentalnym obrazującym europejską trasę zespołu oraz zarejestrowane na festiwalu Eurockéennes w Belfort utwory "Numb" i "Fold".
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!