Niewiele wiadomo o tym zespole. Właściwie tylko tyle, że jest duetem. Cage odpowiedzialny jest za wszystkie partie instrumentalne (gitary, instrumenty klawiszowe, bas, perkusja), a Viggo Domino za partie wokalne. Nie wiadomo czy ich Invisigoth to efekt dłuższej współpracy, czy jednorazowy projekt. Nie wiadomo czy będzie ciąg dalszy, czy na dość pomysłowo zatytułowanej płycie „Alcoholocaust” ich współpraca się zakończy.
„Alcoholocaust”. Katastrofa alkoholowa. Bo tak trzeba byłoby chyba przetłumaczyć tytuł ich albumu. Nie wiem czy to koncept, czy tylko zbiór pojedynczych nagrań. W książeczce nie ma tekstów poszczególnych utworów. A jest ich w sumie na płycie aż dziewięć. Osiem kompozycji oryginalnych oraz jeden cover: „No Quarter” z repertuaru Led Zeppelin. Kiedyś po ten sam utwór sięgnął nasz Quidam (na płycie „Pod niebem czas”, 2002r.) i muszę stwierdzić, że wersja Invisigoth brzmi o wiele lepiej. Ale zarazem wydaje mi się, że to chyba najlepiej prezentujący się utwór na całej płycie „Alcoholocaust”. Ten fakt nie przynosi chluby talentom kompozytorskim panów Cage’a i Domino. Nie wiem, być może zadziałał tu syndrom, o którym tak celnie opowiadał inżynier Mamoń, wedle którego najbardziej lubi się te piosenki, które już się dobrze się zna. Bo oprócz „No Quarter” przeważająca reszta nagrań na „Alcoholocaust” wypada po prostu blado.
Muzykę, którą proponuje grupa Invisigoth sklasyfikować można najtrafniej jako prog metal. Jest to ten rodzaj stylistyki, którą spopularyzował swego czasu Arjen Anthony Lucassen na płytach swojego Ayreonu. Myślę, że Invisigoth bliższy jest nawet stylowo innemu jego projektowi, a mianowicie Star One. W dodatku wokal Viggo Domino budzi pewne skojarzenia z Damianem Wilsonem, co niewątpliwie wzmacnia jeszcze wrażenie pokrewieństwa ze Star One. Na „Alcoholocaust”, jak to zazwyczaj na każdej płycie bywa, znaleźć można i lepsze, i gorsze utwory. Wśród tych pierwszych na niewątpliwe wyróżnienie zasługują „Strip Search” oraz „The Everlasting”. Do tej drugiej kategorii należą mocno podlany pseudotureckimi akcentami „Ancient” i jakoś kompletnie nieprzekonywujący „Serpentine”. Cały album mógłby się śmiało obyć bez tych dwóch nagrań. Ale i tak, jak już wcześniej wspomniałem, najciekawiej prezentuje się umieszczony na samym końcu płyty „Alcoholocaust” ledzeppelinowski „No Quarter”. Czy to wystarczająca zachęta, by sięgnąć po ten album? Ocenę pozostawiam zainteresowanym.