Ion Vein to nie nazwisko solowego artysty, a nazwa amerykańskiego heavymetalowego bandu z Chicago, który działa na muzycznej scenie już od 1995 roku. Kapela gra obecnie w składzie: Scott Featherstone (lead vocals), Chris Lotesto (guitar/vocals), Rob Such (bass) i Chuck White (drums). Pomimo blisko 20 lat istnienia, nagrała ona tylko trzy studyjne albumy, natomiast wyraźnie skupiła się na wydawaniu przeróżnych kompilacji oraz tribute albumów.
Tym razem heavymetalowcy z Chicago nagrali kawał fajnej muzy i nakładem Mortal Music ich płyta ujrzała światło dzienne i dostępna jest również w Polsce. Album nie ma tytułu i jest faktycznie zbiorem dwunastu kompozycji napisanych przez trzech muzyków zespołu: Featherstone’a, Lotesto i White’a. Na program płyty składa się muza około heavymetalowa, ze sporym kopem deathmetalowym. Czyli jest ciężko, jest bardzo dynamicznie, a pałker zasuwa, ile kotłownia daje. Do tego dochodzą siarczyste i ciężkie gitarowe „wiosła”, a także pierwszej klasy wokal Scotta Featherstone’a, który ma najkrótszy staż w zespole. Jest to ewidentnie muzyka dla twardzieli, maminsynki muszą pozostać w domu. Jeńców się nie bierze. Na albumie nie ma ckliwych ballad i romantycznych kołysanek. Jest za to tempo, są niskie częstotliwości, szybkie gitary i dobry wokal. Amerykanie zrealizowali fajny krążek, który szczerze polecam, głównie fanom twardej i melodyjnej muzy.
Album wyprodukował Neil Kernon znany ze współpracy m.in. z Judas Priest, Nevermore i Redemption.