Fish - Field Of Crows

Tomasz Dudkowski

Po zakończeniu trasy promującej płytę „Fellini Days” w zespole towarzyszącym Fishowi nastąpiły kolejne istotne zmiany. W zasadzie prawie cały skład przestał istnieć. Gitarzysta John Wesley wrócił na Florydę, klawiszowiec Jim Hayden wyemigrował do Australii, odszedł też basista Steve Barnacle. Do składu zaś ponownie wrócili za to Steve Vantsis, Frank Usher i Robin Boult. Największe zawirowania były z obsadą stanowiska klawiszowca. Najpierw pojawił się niejaki Eric Rowan, którego „gadulstwo” i opowiadanie nie do końca prawdziwych informacji zakończyło dość szybko współpracę. Rozważana była opcja z Jimem Prime’em (Deacon Blue), ale niestety on z kolei nie był w stanie pogodzić obowiązków zawodowych i rodzinnych z pracą z wokalistą. W końcu, z polecenia Caluma Malcolma, do zespołu trafił Irvin Duguid ze Stiltskin. Podczas koncertów w Liverpoolu i Enschede grupa muzyków towarzyszących Fishowi wyglądała zatem następująco – John Marter (Martyr) – perkusja, Steve Vantsis – bas, Robin Boult i Frank Usher – gitary, Irvin Duguid – instrumenty klawiszowe oraz Zoe Nicholas i Susie Webb – chórki. Występy w Holandii zostały zarejestrowane i wydane na płytach kompaktowych („Mixed Company”) i DVD (Fool’s Company”), a w ich trakcie zespół wykonał w całości materiał z płyty „Misplaced Childhood” Marillion. Dodatkowo podczas prezentacji utworu „State Of Mind” na scenie pojawił się Jan Akkerman.

Skład ten (z wyjątkiem wokalistek) wystąpił także na minitournee po Norwegii. Niestety brak koncertów w drugiej części 2002 roku spowodowały, że Fish nie był w stanie zatrzymać Johna Martera, z kolei Robin Boult zajęty był innymi projektami. Fish powrócił do pomysłu, by cały zespół pochodził ze Szkocji. Na stanowisko perkusisty zatrudnił przyjaciela Duguida, Jima Drummonda, a drugim obok Ushera gitarzystą został Bruce Watson (Big Country). W przeszłości wystąpił on na pierwszym w karierze solowej koncercie Fisha w Lockerbie w marcu 1989 roku. I właśnie on stał się głównym kompozytorem muzyki na nowy album. Swój znaczący wkład w powstanie muzycznych podkładów miał też Duguid.

Spora część z nich zyskała swój kształt podczas sesji w listopadzie 2002 roku. Początek kolejnego roku to koncert w Szkocji oraz dwa występy w… Dubaju. Podczas kolejnego spotkania muzyków w maju kompozycje zyskiwały coraz bardziej ostateczną formę. Po serii kolejnych przedstawień w Szkocji, w lipcu podczas nagrywania okazało się, że o ile na koncertach Jim Drummond spisywał się poprawnie, tak jego praca w studiu nie spełniała oczekiwań zarówno Fisha, jak i Watsona. Na jego miejsce zaprosili kolejnego starego znajomego, Marka Brzezicky’ego (także z Big Country), który zagrał na albumie i trasie „Vigil In A Wilderness Of Mirrors”. Frank, Bruce i Steve z radością przyjęli możliwość pracy z doświadczonym perkusistą, jedynie klawiszowiec, ze zrozumiałych powodów, nie był tą roszadą w składzie zachwycony. Po serii wzajemnych pretensji i niedomówień drogi Irvina i Dereka rozeszły się. I tu pojawił się kolejny stary kompan w osobie Tony Turrella. Tony grał na albumie i trasie Raingods With Zippos” i nagrał wszystkie partie klawiszy na nowy album, zastępując (oprócz jednego utworu) ścieżki ze śladami w wykonaniu Duguida i dokładając nowe pomysły.

Koncepcja tytułu płyty zrodziła się podczas minitrasy w Kosowie w 2000 roku, gdzie Fish z zespołem zagrali 3 koncerty w dużej hali sportowej w stolicy kraju, Prisztinie dla brytyjskich jednostek wojskowych stacjonujących w kraju w ramach sił pokojowych ONZ KFOR. Czas między występami wypełniały wycieczki po tym niespokojnym miejscu. Fish:

„Podczas jednej z wypraw do kraju zabrano nas do Kosowego Polja, miejsca słynnej bitwy w 1389 r. pomiędzy sprzymierzoną armią chrześcijańską dowodzoną przez Serbów, a Imperium Osmańskim, która zakończyła się utratą przez obie armie dowódców i większości ludzi, co tymczasowo zakończyło konflikt, ponieważ nie było nikogo, kto mógłby kontynuować walkę. Dziesiątki tysięcy żołnierzy po obu stronach zostało zabitych i umierających na polu bitwy, obie strony ogłosiły zwycięstwo, a Serbowie chwalili je jako wielkie wydarzenie narodowe, kiedy odparli muzułmański marsz na Europę. Okazało się, że było to tylko tymczasowe w wielkim historycznym schemacie rzeczy, ale bitwa była potężną częścią serbskiego dziedzictwa i, pomimo roszczeń Kosowa i Albańczyków, Serbowie nalegali, że pole i kraj należą do nich. Nieważne, było to zwycięstwo pyrrusowe dla obu stron, a ludzie będą nadal cierpieć i umierać w imię swoich religii i narodowości przez kolejne stulecia. Dosłowne tłumaczenie nazwy Kosovo Polje to „pole kosów”, ale tak jak sobie wyobrażałem i jak mi opowiadali miejscowi, ciał zmarłych było tak dużo, że obszar ten był gęsto zaludniony przez wrony żerujące na zwłokach przez kolejne miesiące, a nie przez słodko śpiewające kosy. W 2000 roku ta mroczna obserwacja trafiła w czuły punkt.

Przypomniałem sobie dzieciństwo i weekendy na farmie w Lauder, gdzie strzelano do wron a potem ich truchło przywiązywano do drutów ogrodzeniowych w sezonie jagnienia, aby odstraszyć inne, gdyż mit głosił, że wydziobują oczy nowo narodzonym jagniętom. To był niepokojący koszmar, który miałem jako młody chłopiec”.

Otwierające płytę nagranie „The Field” jest bezpośrednio zainspirowane powyższą historią. Zaczyna się bardzo spokojnie, głównie od duetu gitara akustyczna – wokal, potem stopniowo dołączają pozostałe instrumenty, a wrażenie robią pojawiające się subtelnie dźwięki instrumentów dętych, marszowy werbel i pociągłe nuty wygrywane na gitarze slide. Stopniowo atmosfera narasta, by finalnie przejść w pompatyczny hymn:

“Let them climb Jacob's ladder; let them see the light of God,
Let them hear from the tongues of angels his Holy words,
Let them take the field”.

Ostatnie zdanie wyśpiewywane jest kilkukrotnie w końcówce chóralnie (wśród wokalistów znalazł się m.in. Yatta, tour menager) na tle motywu zagranego na trąbce i saksofonie (na całej płycie za ścieżki instrumentów dętych odpowiadają Richard Sidwell i Steve Hamilton z SAS Band). Całkiem udane (tak jak w większości przypadków na płytach Pana Ryby) otwarcie, z jednym zastrzeżeniem – można było je nieco skrócić (trwa prawie 9 minut) i efekt byłby jeszcze lepszy.

Przechodzimy w nieco mocniejsze rejony, choć niepozbawione ciekawej melodii. Mowa o nagraniu „Moving Target”, które wyróżnia się linią basu i intrygującymi klawiszowymi wstawkami, mocniejszą zagrywką w mostku i interesującymi dźwiękami pianina i organów. W warstwie lirycznej częściowo kontynuuje wątek z poprzedniego utworu, śpiewając o świecie, w którym nie ma schronienia:

“When you're running the field you become a moving target,

When you start making marks you become a moving target,

You took your first step in the world and became a moving target,

When you walk in the world you're a moving target,

Wandering shopping malls, moving targets,

High school assembly halls, moving targets,

At fuel stops and parking lots, moving targets

In high streets and super marts, moving targets,

There's no place to hide!”

Ścieżkę numer 3 wypełnia fajny rockowy numer zatytułowany „The Rookie”, ze świetnym klawiszowo–gitarowym wstępem (nic dziwnego, że Fish rozpoczynał on niego koncerty na trasie promującej płytę). Wykorzystanie efektu wah-wah przez Watsona oraz quasi-indiańska wokaliza w wykonaniu Fisha, także dodaje klimatowi atrakcyjności. Tekst opowiada o „młodych gniewnych”, którzy wkraczają w życie z dużą pewnością, a i tak w końcu zostaną wciągnięci przez system:

“You wanna be the big man, you got big plans, big

Ambitions you got dreams

So what's the big idea?

Take my advice keep it simple, keep it real”.

Tak docieramy do nagrania „Zoo Class” o mocno bluesowym charakterze, z obfitym wykorzystaniem talentu duetu Sidwell – Hamilton. Niestety mimo wielu prób jakoś do tej pory nie zaprzyjaźniłem się z tym utworem.

Co innego jeśli chodzi o utwór, pod którym jako jedynym na całym wydawnictwie nie jest podpisany Watson, czyli „The Lost Plot”. Dużo tu fortepianu, ale nic to dziwnego, skoro za muzykę odpowiedzialny jest Tony Turell. Uwagę zwracają klawiszowe pasaże tworzące tło dla popisu obydwu gitarzystów. Fish śpiewa tu o zatraceniu siebie w brutalnym świecie:

“The plot was lost or so I found, I went in search of higher ground,

But my head was in the clouds, chasing dragons.

I thought I could fly on wings of desire,

didn't realise how far I could fall,

How low I could crawl,

Snakes and ladders, a world of snakes and ladders, snakes and ladders”

Kolejne mocno bluesowe nagranie zatytułowane jest „Old Crow”. Może podobać się refren, ale linia wokalna w zwrotkach nie zachwyca. Ogólne wrażenie ratują dęciaki i przyjemne gitarowe solo.

„Numbers” to świetny, ognisty rockowy kawałek z mocniejszymi riffami, zadziorną solówką oraz fajnym pomysłem na tekst będący rodzajem wyliczanki:

“One man, one time, one life, one night he had a vision

Two lanes of blacktop disappear into the night

Three calls were made to different numbers in four cities

Five minutes later the deal was falling into place

Numbers, sorting out the numbers”.

Podczas komponowania i nagrywania płyty ostatecznie zakończyło się małżeństwo Dereka z Tamarą Nowy. Jednak ona była jedną z pierwszych osób, które usłyszały gotowe dzieło. Fish przywiózł ze sobą nagrania do jej mieszkania w Berlinie przy okazji odwiedzin córki. Warstwa liryczna, będąca częściowo zainspirowana rozpadem relacji (małżeństwa a także następnego związku artysty) wywarła spore wrażenie na jego, byłej już, żonie. Dla obojga było to symboliczne podsumowanie ich rozstania. Jednym z utworów, którego tekst odnosi się do prywatnej sfery życia Fisha, a zarazem jednym z moich ulubionych fragmentów wydawnictwa, jest „Exit Wounds”. To ballada, która początkowo oparta jest na dźwiękach gitary akustycznej, pojedynczych nutach granych na gitarze elektrycznej z użyciem e-bow. Potem czaruje nastrojowym saksofonem, a potem także trąbką oraz nostalgicznym śpiewem Fisha:

“There's a hole in my heart

the tears in the dark have dried up and gone

by the time that it takes to run through to the end of the night,

through this hole in my heart, a hole in my heart

There's a space in my head a hollow you left by my side in the bed

where I sleep in the shadows of broken dreams in a hole in my heart,

this hole in my heart,

The wounds may have healed but the scars last forever,

On the outside you never could guess, there's barely a sign

But get close and you'll sense that's something's wrong,

something's gone, something's lost, something's over,

This hole in my heart”.

Znamiennym jest fakt, że nagranie rozpoczyna dźwięk trzaśnięcia drzwiami… Something’s gone, sometning’s lost, something over…

Chwila wytchnienia trwała 6 minut, bo na dziewiątej już ścieżce zamieszczono jeszcze jeden rockowy numer, zatytułowany „Innocent Party”. Początkowo dużo tu syntezatorowych smaczków, ale potem następuje mocna rockowa jazda, z solidnym riffem oraz ze słowami odnoszącymi się do ciężkich chwil i wzajemnych oskarżeń zanim nastąpi zerwanie relacji:

“Don't talk to me about justice, freedom, truth and democracy,

When all you left me were false hopes, lies, empty promises,

Now you're crying betrayal, demanding attention and sympathy,

You forget your own treason, your actions and the consequences

of your selfish behaviour, don't make out that you're the innocent party!”.

To ostatni tak mocny akcent na płycie. Po nim następuje wyciszenie w postaci ballady „Shot The Craw”, kolejnej opowiadającej o trudach rozstania:

“Out the picture out the frame I took myself out of the game,

So afraid I ran away, I shot the craw,

I played the fool; I played the field I was seduced by other dreams,

I sowed my seed I flew the scene I shot the craw,

I dance without you, I dance without you,

I dance without you, dance without you”.

O tym, że Fish potrafi śpiewać wspaniałe w miłosne piosenki chyba nikogo nie muszę przekonywać. Taką też przygotował na zakończenie płyty. Utwór „Scattering Crows” to podniosły song oparty na subtelnych orkiestracjach w podkładzie z pięknym fortepianowym wstępem oraz ze świetnymi pasażami Turrela wybrzmiewającymi w dalszej części na tle pojedynczych akordów gitarowych. Znalazło się tu także miejsce na piękne unisono grane w finale przez Watsona i Ushera. Wartym dodatkowego zaznaczenia są chórki w wykonaniu młodego wokalisty, Dannego Gillana, który wsparł wokalnie Fisha na całej płycie oraz na późniejszej trasie. Jak wspomniałem, to pieśń miłosna, ale zaśpiewana z perspektywy osoby, która żałowała całego zła, które doprowadziło do rozstania:

“Still after all is said and done,

still you're the only one to touch my soul

To fill my world, your magic still lingers as it did once upon a time,

Would you give me time, could you change your mind?

Let me get on my knees,

I'm begging you please all I want for you to do is forgive me,

give me one more chance,

let me prove to you that I can still be true,

let me show you that the love we have isn't over,

that we still have time,

Let me run to you through an open field and you'll see me coming,

I'll be scattering crows.

Everything keeps changing; nothing ever stays the same,

Let me run to you through an open field,

You'll see me coming,

I'll be scattering crows”.

Jeszcze wystrzał ze strzelby i krakanie przestraszonych wron i album dobiega końca.

„Scattering Crows” (przy okazji, taką nazwę miała też trasa promująca wydawnictwo) to wspaniałe zakończenie, podnoszące wartość całego wydawnictwa, które ukazało się 10 grudnia 2003 roku. To niezbyt fortunny okres dla małej wytwórni opierającej się wyłącznie na sprzedaży wysyłkowej (płyta nie trafiła do szerszej dystrybucji do czasu wznowienia przez Snapper w 2007 roku). Paczki z płytami często miały spore opóźnienia w dostawie do czekających z wytęsknieniem na nowe dźwięki fanów.

Obraz zdobiący okładkę to tradycyjnie dzieło Marka Wilkinsona, ale dość odmienne od jego dotychczasowych prac. Fish: „Chcieliśmy czegoś innego niż aerograf i cyfrowy wygląd poprzednich okładek albumów, ponieważ ten album symbolizował coś w rodzaju nowego początku w moim życiu. (Mark) eksperymentował z moim portretem na wczesnym etapie. Piękny obraz namalowany na płótnie — ale zajęło mu to znacznie więcej czasu, niż się spodziewał. Nie używał techniki impasto od czasów szkoły artystycznej, więc czuł się trochę „zardzewiały”. Chciał uzyskać efekt malarstwa olejnego za pomocą farb akrylowych (ponieważ schną znacznie szybciej niż farby olejne) na podstawie zdjęć, które planował zrobić podczas sesji nagraniowych w studio. Ostatecznie użył on w rzeczywistości rozpylonego tuszu akrylowego tylko do twarzy, aby uzyskać pożądany przez siebie szczegół, a resztę namalował farbą akrylową nakładaną grubo i okazjonalnie palcami, jak sam Van Gogh.

„The Field”, gdzie Mark zrobił zdjęcia referencyjne, znajduje się na farmie z tyłu studia. Często odbywałem długie samotne spacery z moim owczarkiem niemieckim w mrocznych ostatnich dniach mojego rozpadającego się małżeństwa. Dla mnie te spacery po polach pszenicy były pierwszymi krokami do nowego początku w moim życiu. Chciałem, aby okładka była w stylu Van Gogha i aby była hołdem dla niego”.

Tym razem Fish ograniczył się do wydania albumu wyłącznie na płycie kompaktowej w opakowaniu jewel case, poprzedzonej płytką z radiowymi wersjami kilku utworów. To jeden z trzech jego albumów (obok „Sunsets On Empire” i „Raingods With Zippos”), który nie ukazał się w wersji winylowej. Produkcją i miksowaniem zajął się ponownie Elliot Ness, a mastering to dzieło Caluma Malcolma. Tak jak w przypadku „Fellini Days” Fish nie do końca był zadowolony z finalnego efektu. Według niego całość brzmiała zbyt płasko, z czym niestety wypada się zgodzić. Sytuację udało się poprawić w 2015 roku, kiedy album doczekał się wznowienia w ramach serii „The Remasters”. Wydany w digibooku album na pierwszym dysku zawierał zmiksowaną na nowo wersję „Field Of Crows”. Zadania polepszenia dźwięku podjął się Chris Kimsey (dla przypomnienia, producent albumów „Misplaced Childhood” i „Clutching At Straws” Marillion oraz „Internal Exile” Fisha) i wywiązał się z zadania całkiem przyzwoicie. Krążek zyskał zdecydowanie na dynamice. Tradycją tej serii są dodatkowe nagrania zamieszczone na dwóch kolejnych dyskach. Tym razem znalazły się tam zaledwie trzy instrumentalne wersje demo utworów z podstawowej płyty („The Lost Plot”, „Scattering Crows” i „The Field”), a resztę zawartości bonusowego materiału wypełniają nagrania koncertowe. Wśród nich najciekawiej prezentują się akustyczne wykonania znane z płyty „Communion”, zarejestrowane w Haddington w 2006 z Heather Findlay, Angelą Gordon i Anne Marie Helder w chórkach.

Trasa rozpoczęła się 25 lutego. Miejsce Brzezicky’ego, który nie mógł wziąć udziału w koncertach, zajął młody perkusista Windsor McGilvray, a Danny Gillan, oprócz śpiewania w chórkach, dodał do koncertowych aranżacji swoją grę na gitarze akustycznej. Niestety po raz kolejny okazało się, że brak scenicznego doświadczenia u perkusisty dał o sobie szybko znać. Mimo całej sympatii dla młodego muzyka trzeba było znaleźć dla niego zastępstwo. Na trasie jako support występowała formacja Never The Bride. Tam za bębnami siedział niejaki John Tonks, który za zgodą swojego zespołu, przyjął zaproszenie, by stać się częścią składu grupy Fisha.

„Field Of Crows” to najbardziej organiczna płyta Fisha. Po przeładowanym samplami albumie „Fellini Days” to była miła odmiana. Fakt, że głównym kompozytorem stał się Bruce Watson, spowodował, że cały album jest mocniej rockowo – bluesowo – folkowy, a tym samym dość daleki od dokonań Marillion z czasów gdy Derek William Dick pełnił w nim rolę wokalisty. Może dlatego miałem początkowo spory problem z odbiorem tego krążka, ale z czasem się do niego przekonałem. Gdyby jeszcze wyrzucić z tracklisty dwa nagrania, o których wcześniej wspomniałem, to otrzymalibyśmy niespełna godzinny, bardzo udany, materiał. Dużo energii wnieśli muzycy biorący udział w nagraniach, a remiks Chrisa Kimseya jeszcze bardziej to uwypuklił.

Jak wspomniał sam artysta, to wydawnictwo było dla niego nowym początkiem, po trudnym okresie w życiu. Następne płyty prezentowały nawet lepszy poziom z wielkim finałem w postaci albumu „Weltschmerz”, którym Wielki Szkot żegnał się z fanami. Oczywiście tylko jako wokalista nagrywający nowe utwory, bo świadkami prawdziwego pożegnania z publicznością będziemy już niebawem, gdy Derek i jego zespół przyjadą ukłonić się po raz ostatni polskiej publiczności. Wielki finał trasy „Road To The Isles” ma mieć z kolei miejsce 9 i 10 marca 2025 roku sali O2 Academy w Glasgow. A potem przeniesie się on, wraz ze swoją żoną Simone, na wyspę Barneray, by cieszyć się zasłużoną, kilkukrotnie odkładaną emeryturą. Musimy pogodzić się, że prawdziwa ikona muzyki rockowej postanowiła odłożyć mikrofon na półkę.

Na koniec niniejszej recenzji, będącej zarazem ostatnią pozycją w małoleksykonowej serii tekstów o płytach Fisha, pozwolę sobie na kilka bardziej osobistych zdań. Zdaję sobie sprawę, że przez te wszystkie lata jego głos uległ sporej zmianie, co nie przeszkadzało mu zbytnio czarować publiczność swoją niezaprzeczalną charyzmą sceniczną. Mam nadzieję, że uraczy nas jeszcze pamiątkowym albumem koncertowym z pożegnalnej trasy (w chwili, gdy piszę te słowa odbyły się w jej ramach już dwa koncerty), a może doczekamy się jeszcze nowych wersji studyjnych albumów, na wzór ostatnich edycji „Vigil In A Wilderness Of Mirrors” czy „Internal Exile”? Tego nie wiem. A jeśli nawet żadna z tych rzeczy się nie pojawi, to i tak będę mu wdzięczny za te wszystkie lata, gdy wzruszał, zachwycał, czasami irytował, ale zawsze wzbudzał emocje. Scena bez Pana Ryby nie będzie już taka sama.

Dziękuję Ci, Derek…

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku