Ten album jest wielkim powrotem solowej aktywności gitarzysty zespołu RPWL, Kalle Wallnera. Chociaż projekt Blind Ego ma swoje początki w roku 2007, to jednak od niezbyt udanej trasy koncertowej promującej album „Preaching To The Choir” z roku 2020 przerwanej kwarantanną z powodu pandemii koronawirusa, tkwił w zawieszeniu. Co prawda w tzw. międzyczasie Wallner nagrał razem z perkusistą Marco Minnemannem album pt. „Voices”, który zawiera utwory instrumentalne i… jedną piosenkę zaśpiewaną przez wokalistę zespołu Subsignal, Arno Mensesa, to jednak nic nie wskazywało, że Blind Ego szybko powróci w nowej odsłonie. Zwłaszcza, że w tym samym czasie powstały także kolejne wydawnictwa zespołu RPWL („Crime Scene” i „True Live Crime”).
Warto tu przypomnieć, że sam zespół to w zasadzie pewien rodzaj supergrupy. Przez skład zespołu od roku 2007 przewinęli się tacy artyści jak: John Jowitt (ex-IQ i Arena), Clive Nolan (Pendragon, Arena), Yogi Lang (RPWL), Tommy Eberhardt (Legacy) czy Sebastian Harnack (Sylvan). Przez jakiś czas zespół miał dwóch wokalistów – na pierwszej płycie część utworów śpiewał Paul Wrightson, a część John Mitchell. Na trzeciej w kolejności płycie zespołu („Liquid”) tych wokalistów było aż trzech: Arno Menses (Subsignal), Erik Ez Blomkvist (Molten Trail) i Aaron Brooks. Na szczęście na nowej płycie skład zespołu, w porównaniu do poprzednich wydawnictw, został „okrojony” i sformatowany do znanej formuły: gitara i bas (Kalle Wallner), wokal (Kevin Kearns), perkusja (Michael Christoph) i klawisze (Yogi Lang). I dobrze, że tak się stało, bowiem taki zwarty skład bardzo dobrze daje sobie radę i sprawia, że cała płyta jest godna dużego uznania.
Przede wszystkim jest to płyta dobrze zaśpiewana. Głos, skądinąd metalowego wokalisty jakim jest Kevin Kearns, bardzo dobrze wpasowuje się zarówno w utwory „pachnące” związkiem z RPWL, jak i te z nieco bardziej rockowo-metalową gitarą. Nie ma na płycie żadnych dłużyzn i niepotrzebnych dźwięków. Jest za to dobra rockowa produkcja odróżniająca się od poprzednich wydawnictw zmniejszeniem nacisku na metalowe, ostre brzmienia na rzecz muzyki bardziej rockowej, chwilami nawet AOR-owej, alternatywnej, może łatwiejszej w słuchaniu, ale nieodmiennie wciągającej. Lider grupy jest gitarzystą, więc ten instrument nadaje ton wszystkim piosenkom i sprawia, że są one bardzo energetyczne i niezwykle melodyjne.
Po kilkukrotnym przesłuchaniu zaryzykuję tezę, że płyta zawiera kilka rodzajów utworów: te nieco związane z aranżacyjnym i melodycznym stylem zespołu RPWL, utwory typowo rockowe, AOR-owe; te bliskie prog metalowi, utrzymane w nurcie muzyki alternatywnej, te progresywne oraz balladowe.
Pierwszy i zarazem tytułowy utwór z płyty – „The Hunting Party” – mimo spokojnego i dość długiego gitarowego początku w drugiej minucie nabiera RPWL-owskiego posmaku. Nie dotyczy to całego utworu. Jeżeli zwrotki są, dzięki mocnej gitarze i sile wokalu, bardziej rockowe, to już klawisze w refrenie nieco przechylają aranżacyjnie szalę w spokojniejszą, nieco RPWL-owską, stronę.
Proszę nie słuchać drugiego utworu z płyty w jadącym samochodzie. Podrygująca noga może zapodziać się gdzieś pomiędzy gazem a hamulcem. „The Stranger” to mocna, mięsista, rockowa piosenka, która mogłaby być wykonana z powodzeniem zarówno przez Bruce’a Springsteena, jak i zespół Aerosmith. Połączenie gitary akustycznej, mocnej linii wokalnej i bardzo rockowo brzmiącej gitary elektrycznej oraz syntezatorów sprawia, że całość jak najbardziej nadaje się do śpiewania na wielkich koncertach stadionowych.
Jeżeli chcielibyście Państwo zrobić eksperyment polegający na zaprezentowaniu utworu „Spiders” (trzeciego na płycie), tak bez zapowiedzi komuś lubującemu się z muzyce progmetalowej, to z pewnością taki słuchacz nie będzie niezadowolony. Przez pierwsze cztery minuty mamy bowiem do czynienia z szybkim metalowym graniem oraz „krzyczącym” wokalem i galopadą gitary. Dopiero w czwartej minucie pojawia się moment oddechu przy spokojniejszym solo gitary na tle basowo brzmiącej perkusji. Ten spokój to jednak tylko chwila na zaczerpnięcie głębszego oddechu, bo koniec to ponownie galopada i najazd metalu.
Nie będzie chyba zbytnim wyolbrzymieniem stwierdzenie, że wokalny początek kolejnego utworu na płycie. „Boiling Point”, to niemal melodeklamacja. Jeżeli w poprzednich kompozycjach można było usłyszeć i prog rock, i metal, to tutaj mamy do czynienia z piosenką, którą można zaliczyć do grupy utworów z zakresu muzyki alternatywnej. Rytm wyznacza tu perkusyjny werbel, oszczędna gitara i nieco schowane w tle syntezatory.
Jeden z dwóch najdłuższych utworów na płycie „In A Blink of An Eye” ma bardzo niekonwencjonalną aranżację. Rozpoczyna się spokojnie od wyśpiewywanej niemal wers po wersie historii ludzkiego życia, które może zmienić się w przysłowiowym „mgnieniu oka”. Następnie jesteśmy prowadzeni w bardzo emocjonalny sposób wraz z coraz szybszym tempem nadawanym przez gitarę basową do momentu kulminacyjnego, którym jest bardzo przejmujący popis możliwości wokalnych Kevina Kearns’a na tle mocarnego instrumentarium. Jednak wyjątkowość tej kompozycji ujawnia się dopiero w czwartej minucie wraz ze zwolnieniem tempa i przepiękną solową grą gitary, która przenosi nas na znane progresywne tereny muzyczne. Warto przy okazji tej kompozycji zacytować samego autora: „(…) Ta piosenka bardzo dobrze odzwierciedla cały album. Życie może całkowicie się zmienić w ciągu jednej chwili. Nie tylko twoje własne, ale także całego społeczeństwa lub narodu. Żyjemy w bardzo niespokojnych i niepokojących czasach”.
„Breathless” to drugi z najdłuższych utworów z tej płyty. To siedem minut i trzydzieści siedem sekund progmetalowego grania. Podobnie jak w przypadku „Spiders” tutaj także zwolennicy tego gatunku ani przez moment nie będą zawiedzeni. Jest to, co ma być.
Koniec płyty to nieco melancholijna, rozpoczynająca się jakby ambientowo ballada pt. „When The Party's Over”. Jest to po prostu… ładny utwór. Toczy się tak jak powinna brzmieć ballada, a nieco eteryczne i ambientowe momenty dodają jej tylko swoistego smaczku, co w połączeniu z gitarowymi solówkami sprawia, że z pewnością dodam tę kompozycję do prywatnego zbioru „piosenek na późny wieczór”.
Podsumowując można tylko powiedzieć tyle, że jest to bardzo różnorodna stylistycznie płyta. Bez wątpienia przez cały czas słychać gitarową maestrię Wallnera. Zróżnicowanie stylistyczne sprawia, że każdy powinien znaleźć w tym zestawie coś dla siebie. Ciekawostką, o czym wspomina sam autor, jest fakt, że podczas pracy nad płytą najpierw powstały teksty, a dopiero potem muzyka: „(…) Zawsze poszukuję nowych wyzwań, na przykład. pisania na konkretny temat w ramach zespołu dla RPWL. „Voices” był albumem instrumentalnym i teraz po raz pierwszy komponowałem do gotowych tekstów zamiast znajdowania tekstów do muzyki”. Inne podejście, ale maestria Kalle Wallnera wciąż ta sama.
I jak to zwykle bywa, jak brzmi całość nowego wydawnictwa firmowanego nazwą Blind Ego najlepiej przekonać się samemu. Płyta pojawi się oficjalnie 18 października.