Unit8 - The Second Arch

Rysiek Puciato

W przypadku młodych zespołów zwykle pojawia się pytanie: czy łatwiej jest nagrać pierwszą płytę czy też tę drugą? Może tę pierwszą – świeże pomysły, nowe podejścia aranżacyjne, no i chęć pokazania światu swojej twórczości. Może tę drugą, bo zwykle po nagraniu płyty ma miejsce tzw. trasa, kiedy to nabywa się doświadczenia scenicznego. Widzi się jaki odbiór mają poszczególne kompozycje i dodatkowo jest też doświadczenie studyjne.

W przypadku zespołu Unit8 trzeba by zacząć od zdefiniowania pojęcia „młodość”. Członkowie zespołu nie są już młodzieniaszkami, nie są muzykami początkującymi, mają spore doświadczenie. Jest ich czterech: Dave Coates gra na gitarze basowej, wokalista Paul Gee gra na gitarach, Frank Hockney na perkusji, a drugi wiodący wokalista Kris Popat obsługuje instrumenty klawiszowe i wykonuje też część partii gitar. Mieszkają w środkowej Anglii – tak mniej więcej w połowie drogi między Południową Anglią a Szkocją. Dlaczego o tym wspominam? Bo ma to wpływ na ich muzykę. Są raczej zespołem studyjnym. Grają ze sobą od wielu lat. I w ich muzykowaniu… nie ma pośpiechu.

Ich pierwsza płyta, „Unit8”, ukazała się w 2022 roku i zawierała dziesięć piosenek, dla których najlepszym określeniem byłoby słowo-wytrych: „prog-related”. A rok 2024 to czas ukazania się kolejnego wydawnictwa zatytułowanego „The Second Arch”, które także zawiera dziewięć piosenkowych utworów. Choć sami muzycy określają siebie jako „neo-progowcy”, to w ich muzyce dzieje się wiele. W kolejnych kompozycjach daje się zauważyć i prog rock, i jazz fusion, i muzykę klasyczną, i bluesa, i muzykę folk, i wreszcie mainstreamowy klasyczny rock.

Już pierwszy utwór, „Everything Is Silence”, przynosi folkowy wstęp, który po chwili przechodzi w dobrze znane obszary neoprogresywne. To na prawdę epicki, zagrany z łagodną emfazą utwór o wciągającej linii melodycznej.

Nie wiem czy ktoś zostanie obojętny słuchając kolejnej kompozycji. „Driven By The Wind” – to ”elektryczna” piosenka w typie RPWL z okresu „God Has Failed”. Bardzo radiowa.

„Loop The Line” – to z kolei bardzo pop-neo-progowy, wręcz klawiszowo-gitarowy, utwór z gorzkim tekstem:

„(…) One two three and I can see

The ways of the world

Four five six we get our kicks

From the ways of the world

When I hear all that is clear

It fills me with concern

We don’t seem to learn our lesson”.

 

Folkową stronę zespołu odsłania utwór „Movement”. Słychać pobrzmiewający dzwon i szum morza. Wokalnie piosenka przypomina nieco szanty, co tylko dodaje jej atrakcyjności. Do tego cymbałki, akustyczna gitara i otrzymujemy lekką kompozycję w sam raz na leniwe popołudnie.

Piąty utwór na płycie („Maidez”) to jeszcze inne oblicze zespołu. Dopatrywanie się tu wpływów jazzu czy fusion jest jak najbardziej wskazane. To mieszanka kilku ciekawych tematów pod wodzą gitary elektrycznej, z nutami jazzowej fuzji (Al DiMeola, Mike Stern itp.), Franka Zappy, a nawet echem grupy Rush. Melodyjna muzyka płynie bez wysiłku, a kończące solo pozostawia bardzo miłe wrażenie.

„Watching Over You” – to wspaniała ballada o samotności i możliwości jej przezwyciężenia.

„(…) You don’t have to be alone

You can make it on your own

Doors will open wide

Time to step outside again”

I tak właśnie jest od strony muzycznej. Gitara i głos oraz, pojawiające się w drugiej części, łagodnie brzmiące klawisze i blachy perkusji z krótkim solo na… cymbałkach. I tak przez osiem minut.

Kolejna twarz zespołu? Ot, taka lekko podobna do dokonań ELO: „One More Time” – aranżacyjnie wesoła piosenka o unikających się ludziach: „(…) Why do I feel you know what I mean. Given the distance between our dreams”.

Czy spotkali się już Państwo z utworem poświęconym… konstrukcji mostu? Nie jest to żart. „28 Arches” to niejako muzyczny „hołd” oddany mostowi Royal Borders Bridge łączącemu brzegi rzeki Tweed w miejscowości Berwick, którego zdjęcie widnieje na okładce płyty. Proszę poszukać innych zdjęć, by się samodzielnie przekonać o czym mowa.

I jakby na deser otrzymujemy instrumentalną balladę pt. „Now To Sleep (For Ben)”. Minuta z gitarą akustyczną i szczekaniem psa (sic!) kończy tę płytę.

Oczywiście nie będę twierdził, że jest to jakaś płyta wybitna. Jest jednak pewien typ zespołów, które zbudowały swoją ścieżkę muzyczną tak w poprzek stylów. I do tego pomieszanego muzycznie garnka wrzucają czasami zwykłe, ładnie brzmiące piosenki, czasami miksujące jazz z rockiem utwory, czasami ballady na wieczorową porę. W konsekwencji otrzymujemy płyty lekkie, trochę zadziorne i… fajne w odbiorze. I może o to w tym wszystkim chodzi…?

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku