RPWL - Crime Scene

Olga Walkiewicz

Ludzki umysł to niezbadana kraina. To labirynt, w którym można zagubić granicę pomiędzy dobrem a złem. Uwierzyć we własne wizje. Zobaczyć świat w krzywym zwierciadle. Dotrzeć do głębi, gdzie nie istnieje żadne z przykazań, stać się Bogiem lub Szatanem. Aniołem lub Diabłem. Podświadomość jest jak odbicie w zwierciadle, którego nie widzimy. To cichy łowca przeżyć i doświadczeń - stojący w opozycji do nieskrępowanej i wolnej myśli. Nikt nie wie co kryje się we wnętrzu drugiej osoby. Na ile kształtują nas bodźce zewnętrzne, co decyduje o ostatecznej wersji, jaką przybiera nasze człowieczeństwo.

„Życie - jak łatwo je odebrać. To tylko chwila, spojrzenie za siebie, zamknięcie oczu - dotyk, który zabija niczym błogosławieństwo. Jestem Zbawicielem. Jestem Bogiem” - to wypowiedź jednego z seryjnych morderców w chwili aresztowania. Stopniowa metamorfoza, jaką przechodził od chwili narodzin - koszmar dzieciństwa, rozchwiana osobowość, patologiczna rodzina - mogą być podłożem, na którym rozwija się zarodek zła. Czasem jednak nie można znaleźć wytłumaczenia lub jest ono nieuchwytne, ulotne, skryte tak głęboko, że nie sposób pojąć jego skomplikowanej formy.

„Władza, kontrola i fantazje to potężna mieszanka dojrzewająca w każdym seryjnym mordercy, którego poznałem” - słowa te wypowiedział jeden z najbardziej znanych kryminologów sądowych, który spędził całe swoje życie zawodowe na pracy z najbardziej niebezpiecznymi przestępcami, bestiami w ludzkiej skórze - profesor David Wilson.

Po co ten wstęp o świecie zbrodni? Najnowsza studyjna płyta grupy RPWL zajmuje się właśnie tym tematem. Ta niesamowita opowieść rozpoczyna się na policyjnym komisariacie w mieście X. Kolejna sprawa, koszmarna jak wszystkie poprzednie, którymi zajmuje się Wydział Zabójstw. W rolach inspektorów - muzycy RPWL. Ogromna dawka mroku towarzyszy nam od początku albumu „Crime Scene”. Promujące płytę wideo z utworem „Victim Of Desire” jest pełne grozy i niepokoju…

Noc nie zawsze jest romantyczna. Potrafi omotać lękiem, zdławić strachem czającym się w każdym zakamarku ulicy otulonej mrokiem. Wdziera się w źrenice przemykającej chyłkiem kobiety. To kolejna ofiara. Światła załamują się na barykadzie nocy, na gzymsach bezimiennych domów, na latarniach ironicznie wdzierających się w scenerię zbrodni. Na błysku ostrza. Deszcz rozczesuje włosy gałęziom drzew, zaciera ślady, zagłusza zduszony jęk… Muzyka jest przeciwwagą do tekstu. Jej łagodność i brutalność morderstwa sąsiadują tu ze sobą. Subtelne dźwięki gitary, klawiszy, miękki anielsko tętniący rytm kontrastuje z myślami przestępcy, z jego patologicznym postrzeganiem rzeczywistości.

Liryki ukazują to, co się dzieje w podświadomości sprawcy, w stworzonym przez niego świecie, gdzie jedyną zasadą jest brak zasad, logiki i przewidywalności. Nie da się jednak zaprzeczyć, że częstym motywem zbrodni jest pożądanie w wersji ociekającej brutalnością i przemocą, brudem wyłaniającym się z niszy najbardziej przyziemnych, bestialskich instynktów. „Wszyscy mamy siłę, aby mordować, ale większość ludzi jest zbyt przerażona, by jej użyć. Ci, którzy tego strachu nie odczuwają, naprawdę kontrolują życie...” (Richard Ramirez).

Kompozycja „Victim Of Desire” to studium przemocy wiodącej do upadku. Muzyka zakreśla obrazy, łączy motyw ze sprawcą, jest nitką, po której śledczy docierają do serca zbrodni. Gitara Kalle Wallnera buduje aurę tajemniczości, wieczorny deszcz to drżenie strun mieszające się z szumem wiatru i światłami radiowozów policyjnych. Delikatność linii wokalnych jest niczym szept, jak dotyk bryzy smagającej twarze przechodniów, jak zamknięcie powiek. To co czai się w mroku łączy dwa życia powrozami śmierci.

„Był taki czas, kiedy nie byłem niczym więcej jak ofiarą pragnienia. Tyle głosów mówiło do mnie w głowie, wystarczająco - by moje serce objął ogień...”tekst, jaki napisał Yogi Lang robi niemałe wrażenie. To dialog mordercy z niewidzialnym rozmówcą, z postacią, która jest częścią jego mnogiej tożsamości. Wewnętrzny głos prowadzi go ścieżką pragnienia zamieniającego się w zbrodnię. Pożądanie staje się substratem mordu.

Co czuje sprawca po dokonaniu morderstwa? Co rodzi się w jego chorym umyśle? „…Zdałem sobie po prostu sprawę, że zrobiłem coś, co na zawsze odseparowało mnie od rasy ludzkiej. Że było to coś, czego nie da się cofnąć. Zrozumiałem wtedy, że już nigdy nie będę taki, jak normalni ludzie. (…) Nigdy nie zapomnę tego uczucia. To było, jakbym przekroczył bramy jakiegoś królestwa i już nigdy z niego nie wrócił...” ( David Alan Gore).

Spokojny, uduchowiony wokal Yogi’ego Langa maluje obraz miejsc, do których przenosimy się wraz z płynącą niewinnie muzyką - ironiczną w swoim eterycznym blasku. Niesamowitość tej kompozycji spina klamrą dźwięków gitara, która potrafi płakać, śpiewać, drżeć niespokojnym rytmem, kołysać powietrze delikatnym woalem. Kalle opowiada śpiewnym tonem gitary, rozwija temat przewodni, wiedzie nas poprzez samotność nocy, przez strugi deszczu, przez chłód paraliżujący zmysły, przez strach zaciskający pięść na gardle ofiary.

Aż trudno uwierzyć, że za pomocą tak koronkowej muzyki można opowiadać najkoszmarniejsze miłosne historie tego wieku. Inspiracją do „Red Rose” są niesamowite losy niemieckiego radiologa Carla Tanzlera i jego obłąkanego uczucia do kubańskiej piękności, Marii Eleny Milagro de Hoyos. Była jego pacjentką chorującą na gruźlicę. W latach 30. był to wyrok śmierci. Gdy zmarła, odwiedzał jej mauzoleum, którego był fundatorem. To jednak nie wystarczyło. Wykradł zwłoki ukochanej, dokonał mumifikacji i przez siedem lat przetrzymywał w swoim domu, w łożu małżeńskim, ubierał, perfumował i sypiał z nimi. To nie jest pieśń o wiośnie. To koszmarny scenariusz ubrany w przepiękne dźwięki. Taka tematyka zapiera dech w piersiach. Utwór otwiera gitara akustyczna, do której dołączają kolejno głęboki bas Markusa Grutznera i perkusja Marca Turiaux. Pomimo, że muzyka nie kojarzy się z filmami Alfreda Hitchcocka, to jest w niej nuta szaleństwa i mroku. Oczami wyobraźni można zobaczyć cienie pełzające po pergaminowej skórze i szklanych, nieruchomych źrenicach. Przepiękna spoistość refrenu, miękkie harmonie, jedwabisty powiew wiatru pomiędzy riffami gitary - to prześliczny utwór i ogromne wyzwanie, jakim jest scenariusz tej historii.

„A Cold Spring Day In ‘22” - ta kompozycja ma w sobie cudowną aurę, jaka była w moim ukochanym utworze „Roses”, zapewne przez charakterystyczne „rozedrgane” brzmienie gitary Kalle Wallnera. Ale jesteśmy w innej rzeczywistości - posępnej i przygnębiającej. Marzec 1922 roku był w Bawarii niezwykle chłodny. Okolice gospodarstwa Hinterkafeck spowijała mgła. Inna niż zwykle, układająca pasma złowrogiej ciszy na obrzeżu lasu. Światło poranka prześlizgiwało się po resztkach śniegu, na którym odciśnięto ślady stóp. Tropy, wilgoć unosząca się w powietrzu, zabójcza biała pustka przerwana szkarłatem krwi: „Did you see the footprints in the snow coming from the woods… In the Attic I heard footsteps on the floor...” - takie słowa otwierają utwór, zakreślają linię, otaczają żółtą taśmą miejsce, gdzie radość zamienia się w krzyk, a kraina życia w milczące pola śmierci. Zmysłowa gitara ubiera przestrzeń w fantastyczne melodie, jest pomostem łączącym dźwięk pozostałych instrumentów w jedną, perfekcyjną całość. Ta nić doskonałego brzmienia przesuwa się niczym czarny wąż pomiędzy posępnym tekstem tej historii. Zbrodni której nigdy nie wyjaśniono. Dlaczego zginęli Gabriel, Andreas, Cazilia Gruber, Viktoria Gabriel z dwójką dzieci i pokojówka Maria Baumgarter?... Dlaczego?

Aż trudno pojąć jak dużo jest okrucieństwa w otaczającym świecie. Co motywuje przestępcę, co nim kieruje, czy ma wyrzuty sumienia? To pytania, które niejednokrotnie padają z ust psychiatrów sądowych. „Nie odciąłem się od swojej przeszłości. Nie zamieniłbym osoby, którą jestem lub tego, co zrobiłem i ludzi, których znałem na cokolwiek innego. Owszem, myślę czasem o tych zbrodniach. Ale jest to raczej przyjemna podróż, gdy kładziesz się na łóżku i wspominasz. Zwyczajnie lubiłem zabijać. Chciałem zabijać. Chcę być panem życia i śmierci...” (Ted Bundy).

„Life In A Cage” zagłębia się w psychologiczny aspekt poczucia wewnętrznej wolności, jaką daje przestępcy fakt znęcania się nad drugą osobą. Poczucie władzy, przewagi, siły - to niejednokrotnie silne czynniki stymulujące mózg psychopaty, pobudzające jego sferę emocjonalną.

Bębny wybijają miarowy rytm niczym serce uwięzionej kobiety, jej przyspieszony puls naznaczony lękiem. Gitara rozwija śpiewny temat nieco w tle, jakby była echem złowieszczych snów. Początkowo staje się podłożem do malarskiego wokalu Yogiego, po czym przeistacza się w zmysłową solówkę. I to jest właśnie niesamowite na tym albumie - połączenie dwóch światów. Tego najciemniejszego w swoich treściach, pełnego okrucieństwa i przemocy ze światem piękna unoszącego się nad każdym dźwiękiem.

„King Of The World” to najdłuższy utwór na płycie, który trwa prawie trzynaście minut. Rozpoczyna się mrocznym instrumentalnym tematem zgrabnie kołyszącym się pomiędzy gitarowym fuzzem, a tętniącym basem. Głos Yogiego uchyla bramy do sekretów ukrytych w słowach, do rdzenia pełnego iskier. To wszystko, czego są źródłem struny gitary Kallego Wallnera, potrafi olśnić słuchacza. Jest jak żar wypływający z wulkanu i błysk trójzęba Posejdona. Lekkość wokalu łagodzi scenariusz opowieści ukrytej w tym utworze. Bestialsko-cudownym. Morderczo-finezyjnym.

Jacy są „królowie świata”? Co mówią o samych sobie? „Urodziłem się z tkwiącym wewnątrz mnie diabłem. Nie mogłem nic poradzić na fakt, że jestem mordercą. Tak, jak poeta nie może nic poradzić na nachodzącą go inspirację...” (dr Henry Howard Holmes).

Ostatni rozdział „powieści z krainy zbrodni” to utwór „Another Life Beyond Control”. Kunsztowny brylant oglądany pod lupą śledczych. Dużo tu śladów na ścieżce milczących w swoim złowrogim krzyku. Każda nuta jest wyważona i ma specjalne znaczenie, jak odcisk palca na klamce czy ślad warg na kieliszku. Ciężkie, nieco „brudne” brzmienie gitary łączy się z jasnym wokalem. W refrenie królują przestrzenne chórki, soczyście harmonizujące z instrumentarium. Fantastyczny utwór - bogaty i zmienny. Nieprzewidywalny jak koleje losu. Pełen treści. Wywołujący refleksje nad tym, co jest motywacją do zbrodni. „Nie mam sumienia, więc nic mnie nie trapi. Nie wierzę w człowieka. Nie wierzę w Boga. Nie wierzę w Diabła. Nienawidzę całej przeklętej rasy ludzkiej, w tym siebie samego...” (Carl Panzram).

Każdy z utworów wypełniających program albumu „Crime Scene”, każdy z przytoczonych fragmentów tekstu czy cytatów ukazuje zawiłość zbrodni i jak skomplikowane są mechanizmy, które tworzą z człowieka-potwora. Muzyka jest niesamowitym medium, które może nam przekazać najczarniejsze kawałki historii w sposób cudowny i doskonały.

Płyta „Crime Scene” została nagrana w składzie: Kalle Wallner (gitara), Yogi Lang (wokal, instrumenty klawiszowe), Markus Grutzner (bas) i Marc Turiaux (perkusja) – czterech inspektorów śledczych, którzy za pomocą swoich fantastycznych dźwięków prowadzą nas przez krainę występku i zbrodni.

„Gdziekolwiek zwrócę lot, tam czekać będzie

gniew nieskończony, nieskończona rozpacz.

Gdziekolwiek zwrócę lot, tam wszędzie piekło.

Piekło jest we mnie, a na dnie otchłani

głębsza ziejąca czeluść się otwiera,

przy której piekło dręczące jest niebem...”

                   (John Milton – „Raj utracony”).

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!