Na początku lat 90., w okresie wielkiego boomu dla zespołów tzw. „odrodzenia progresywnego rocka”, brytyjska grupa Red Jasper wydawała się być jednym z najciekawszych newcomerów. Wydawane i dystrybuowane przez słynną wówczas holenderską wytwórnię SI Music płyty „Action Replay”, a szczególnie „A Midsummer Night’s Dream” i „The Winter’s Tale” być może nie przysporzyły grupie Red Jasper statusu gwiazdy na miarę ówczesnych tuzów pokroju Marillion, Pendragon czy IQ, ale uczyniły z niej wielce obiecującą formację grającą muzykę z pogranicza prog rocka i folku. Często pisano o muzyce Red Jasper jako o wypadkowej dokonań Jethro Tull i Marillion, co idealnie oddaje charakter „tamtego” Red Jasper – wschodzącej gwiazdy gatunku wczesnych lat 90. Pozytywne głosy krytyki i ciepłe przyjęcie publiczności to jedna strona medalu, zaś druga to… życie. Siłą rozpędu udało się tej formacji nagrać jeszcze jedną płytę, choć już bez większego zaangażowania lidera, Daveya Doddsa. Kłopoty finansowe, a potem upadłość SI Music oraz coraz mniejszy entuzjazm członków zespołu przyczyniły się do tego, że album „Anagramary” przeszedł właściwie bez echa.
Red Jasper zapadł się pod ziemię, zniknął z progrockowego firmamentu i pamięć o nim praktycznie zaginęła. I pewnie pozostałoby tak na zawsze gdyby nie wznowienie całego katalogu zespołu przez firmę Angel Air w 2012 roku (pisał o tym w naszym dziale REVIEWS Kev Rowland). Okazało się, że muzyka Red Jasper nie zestarzała się ani trochę, a zapotrzebowanie na nowe utwory oraz koncerty było tak ogromne, że zespół reaktywował się i teraz (premiera: 12 stycznia 2015 roku) do rąk trafia nam cieplutkie, zupełnie nowe wydawnictwo zatytułowane „The Great And Secret Show”.
Mija właśnie równo 18 lat od wydania poprzedniej studyjnej płyty zespołu. Szmat czasu. Od tamtej chwili zmieniło się praktycznie wszystko: trendy, mody, nawet tak zatwardziały gatunek jak rock progresywny, do którego przecież zawsze zaliczane były dokonania Red Jasper, też uległ potężnej transformacji. Nic dziwnego, że zmienił się także sam zespół, zmieniła się też jego muzyka. Przede wszystkim w grupie nie ma już jej charyzmatycznego wieloletniego lidera, obdarzonego charakterystycznym głosem i w fenomenalny sposób grającego na mandolinach Daveya Doddsa. Jego miejsce zajął grający do tej pory na perkusji David Clifford (znamy go doskonale jako odtwórcę głównej męskiej roli Williama Gardelle w musicalu „Alchemy” Clive’a Nolana). Niestety – choć piszę to z żalem - nie zadziałał w tym przypadku „efekt Phila Collinsa” (mowa o bezbolesnym zajęciu przez perkusistę Genesis miejsca za mikrofonem zajmowanego wcześniej przez Petera Gabriela). Z pewnością przyczyną tego jest zupełnie inna barwa głosu Clifforda, niż jego poprzednika oraz całkowicie różniący się temperament obu panów i inny sposób ich wokalnej ekspresji. Z kolei miejsce Clifforda za zestawem perkusyjnym zajął znany z grupy Shadowland, Nick Harradence. O ile ta zmiana pozostaje niemal niezauważalna, to wspomniana zmiana wokalisty, jako się rzekło, niestety nie odbiła się na muzyce Red Jasper bez echa.
Co zatem możemy powiedzieć o albumie „The Great And Secret Slow”? Siedem średniej długości utworów, niezłe melodie, charakterystyczne neoprogresywne brzmienie, już jakby z mniejszym odcieniem folk rocka niż na poprzednich płytach. Akcenty brzmieniowe i stylistyczne też postawione są jakby odrobinę inaczej – nic dziwnego, wszak Dodds, którego mimo wszystko brakuje na tym krążku, zawsze wnosił ważny wkład kompozytorski w muzykę zespołu. Teraz na głównego autora wybił się gitarzysta Robin Harrison, który w każdym z nagrań popisuje się błyskotliwymi solówkami. Podkreślić też trzeba świetną grę na syntezatorach Lloyda George’a, który wyczarowanymi przez siebie dźwiękami wyraźnie naznaczył aranżacje poszczególnych utworów. Dobrze spisuje się sekcja rytmiczna Jon Thornton (bg) – Nick Harradence (dr), tylko śpiewający David Clifford bez przerwy operuje głosem jakby śpiewał na jedną nutę. Najciekawiej wypada on chyba w duecie z córką Sohelią (też pamiętamy ją z „Alchemy”), która gościnnie pojawia się w utworze „Bounds Beyond Reason”. Nie jest to jednak najlepsze nagranie na płycie. Za takie moim zdaniem mogą uchodzić dwa otwierające album utwory: tytułowy „The Great And Secret Show” oraz „An Hour Of Time”.
Pomimo wielu niedostatków jest to w sumie dość ciekawe wydawnictwo. Bardzo angielskie w swoim brzmieniu i podejściu do neoprogresywnego rocka. Dobry album na dobry początek Nowego Roku. Myślę, że warto po niego sięgnąć.