Harrison, Gavin - Cheating The Polygraph

Przemysław Stochmal

ImageOsobliwa jest nowa solowa płyta Gavina Harrisona. Choć tak wiele jeżozwierzowych akcentów ją określa (nazwisko i charakterystyczny styl gry autora, repertuar, sam tytuł i oprawa graficzna Lasse Hoile), to jednak dla fanów Porcupine Tree z pewnością nie będzie ona czymś więcej, aniżeli sympatyczną niespodzianką, swoistym umileniem stanu, w którym zespół ani nie tworzy nowego materiału, ani nawet nie daje na to cienia szansy. „Cheating The Polygraph” jest bowiem zbiorem nagrań z repertuaru Porcupine Tree, przearanżowanych przez jazzowego basistę Laurence’a Cottle na formułę… bigbandową. Estetyka zupełnie nie kojarząca się z grupą Harrisona, jednakże zawsze chętnie przezeń wspominana jako jego główna, sięgająca dziecięcych lat inspiracja do podjęcia fachu perkusisty.

Materiał, który powstawał przez pięć lat, obejmuje utwory pochodzące z większości płyt Porcupine Tree nagranych z Harrisonem w składzie, nie mogło oczywiście zabraknąć również i eksponującego postać perkusisty na koncertach „Hatesong”. Znane i lubiane tematy zostały rozpisane na tyle inteligentnie, by uniknąć konsternowania odbiorców zbyt dużą swobodą interpretacji, jak i przynudzania bezmyślnym odtwarzaniem takt po takcie. Z szerokiego spektrum instrumentalnego bigbandowej orkiestry zaczerpnięto tu obficie, stąd kompozycje bogato i wymyślnie aranżowane w macierzystych wersjach, w niektórych wypadkach mogące wydawać się wręcz niemożliwe do przeistoczenia w kierunku tradycyjnego jazzu, w nowym gatunkowo środowisku brzmią ciekawie i zaskakująco naturalnie. Swoboda, z jaką nagraniom tym nadano nowe życie, pozwoliła nawet na umiejscowienie tu i ówdzie solowych instrumentalnych partii (flet, puzon), czy subtelnych nawiązań do kompozytorów muzyki klasycznej, które, nie mając bezpośredniego związku z liniami pierwowzorów, łączą się we wspólny, zrozumiały i jednorodny kontekst.

„Cheating The Polygraph” jest pozycją niewątpliwie ciekawą, choć to raczej sympatycy jazzu wracać będą do niej chętniej, aniżeli wielbiciele muzyki Porcupine Tree, dla których pozostanie ona pewnie ciekawostką niewielokrotnego użytku. Przede wszystkim jednak, za co należałoby chylić czoła, jest to płyta w pełni realizująca artystyczne zachcianki jej autora, który powraca do swoich pierwotnych inspiracji, nie porzucając ani swojej muzycznej tożsamości, ani swojego rozpoznawalnego brzmienia i nowoczesnego stylu bębnienia, inteligentnie zintegrowanego z tradycyjnie wyłożonym bigbandowym jazzem.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok