Okładka płyty na pierwszy rzut oka to „masakra”. Nie da się nic nie pomyśleć czy obojętnie spojrzeć na szatę graficzną tego albumu, a już na pewno na front okładki. To, co widzimy nasuwa nam skojarzenie, że z pewnością jest to postać, o mocno skomplikowanej budowie, posiada „coś” na wzór głowy, z wyraźnym zarysowaniem czegoś w kształcie oczu - wielu oczu patrzących w jeden (chyba?) cel. Interpretacja tego, co naprawdę autor, a jest nim niejaki Paul Davies, miał na myśli będzie totalnym strzałem w ciemno, jednak wsłuchawszy się nieco w charakterny kąsek muzy, jaką zaproponował nam skład o nazwie Pineal, możemy spodziewać się wszystkiego.
Ten produkt rodem z Wielkiej Brytanii, jak na debiut przystało, jest całkiem, całkiem obiecujący. Rzekłbym, że to takie somatyczne klimaty, niby mieszanka nieokreślona - coś pomiędzy progresywnymi graniem, grungem, a metalem. Zespół dobrze kombinuje i szuka swego właściwego kierunku, jednak to, co widzimy i słyszymy już teraz jest na tyle spójne i interesujące, że może lepiej nie szukać za daleko, tylko rozwijać to, co już jest? Czuć, że ta muza, obok pewnej „gitarowej ciężkości”, znajduje relaks i tak zwany oddech. Mnie taka fuzja i zestawienie się podoba. Metal blast w najlepszym wydaniu.
Album, a właściwie minialbum, bo trwa on niespełna pół godziny, zatytułowany „Smilling Cult” zawiera zaledwie sześć kompozycji i ukazał się na rynku jeszcze w 2014 roku. A skład Pineal przedstawia się następująco: Phil Pieters (bass, vocals), Nigel Boettiger (drums) i Daniel Murney (guitar, vocals).