O tym, że po wydaniu płyty „Afraid Of Sunlight” (czerwiec 1995 r.) w obozie Marillion nastąpi dłuższa przerwa wiadomo było od dawna. Ten czas muzycznego wyciszenia miał służyć pożegnaniu się z wytwórnią EMI, a także przygotowaniom do kolejnego studyjnego albumu, który nagrany ma być już dla firmy Castle Communications. Wiadomo było też, że album ten nie pojawi się na rynku wcześniej niż dopiero w 1997r., więc członkowie zespołu postanowili poświęcić ten czas muzycznego wytchnienia na swoje solowym projekty. Żeby fanom czas zbytnio się nie dłużył w połowie ub.r. pojawił się jeszcze dwupłytowy koncertowy krążek Marillionu zatytułowany „Made Again”. A następnie rozsypał się już worek ze wspomnianymi płytami solowymi. Najpierw Ian Mosley i Pete Trewavas do spółki z byłym gitarzystą francuskiej grupy Arrakeen Sylvainem Gouvernairem stworzyli jazz-rockową formację Iris i wydali instrumentalny album „Crossing The Desert”. Z kolei Steve Rothery pod szyldem The Wishing Tree zrealizował płytę pt. „Carnival Of Souls” z oryginalnie brzmiącą wokalistką Hanną Stobart. Z kolei Mark Kelly pracuje aktualnie wraz z liderem formacji Jump Johnem Dexterem Jonesem nad swoim solowym albumem roboczo zatytułowanym „The Nearly Ended World”. Natomiast 26 stycznia br. miała miejsce oficjalna premiera albumu „Ice Cream Genius”, który jest pierwszym solowym wydawnictwem lidera i wokalisty Marillionu Steve’a Hogartha. Wprawdzie nigdzie na okładce płyty ani w jednym miejscu nie widnieje jego imię i nazwisko; zarówno autor słów i muzyki, wokalista, aranżer i pianista w jednej osobie ukrywa się pod symbolem „H”. Ale wiadomo, że H to Hoggy, czyli sam wielki, uwielbiany przez tysiące miłośników Marillionu na świecie Steve Hogarth. Oprócz tytułu płyty i wspomnianej już literki H na okładce płyty widnieje kilka podobizn Hogartha, na których soczysty i smakowity lód waniliowy zamiast w ustach ląduje na czole autora płyty. Widok tyleż zabawny, co niecodzienny. Wśród towarzyszacych Hogarthowi na płycie „Ice Cream Genius” muzyków znajdujemy m.in. Dave’a Gregory’ego (git) z XTC, Clema Burka (dr) z Blondie, Chucka Merchana (bg) z Eurythmics i grupy Pete’a Townsenda oraz nade wszystko pianistę Richarda Barbieriego. Muzyk ten zasłynął kiedyś jako podpora supergrupy Japan, a ostatnio jako członek zdobywającej sobie coraz większa popularność formacji Porcupine Tree. Dodatkowa porcja latynoskich rytmów zapewniona jest przez brazylijski duet perkusistów Luis Jardim - Steve Jansen, a wszechobecne ostatnio w muzyce rozrywkowej „trąby” grają dzięki kwartetowi: Eddie Thornton, Brian Edwards, Trevor Edwards oraz Tim Wheater. I to z grubsza tyle o otoczce solowej płyty Steve’s Hogartha. Chociaż wspomnijmy może jeszcze, że zanim artysta ten trafił do grupy Marillion działał on w zespołach The Europeans i How We Live, z którymi zrealizował już kiedyś całkiem zgrabne płyty. No właśnie, wydany w 1987r. album „Dry Land” formacji How We Live , w której to Hogarth śpiewał i obsługiwał instrumenty klawiszowe, zawiera sporą, całkiem udaną porcję muzyki. Wprawdzie jest to typowy repertuar pop, ale zagrany i zrealizowany w sposób niezwykle staranny. Niestety nie da się tego powiedzieć o albumie „Ice Cream Genius”. 8 utworów, 47 minut muzyki i po pierwszych taktach w sumie nie najgorszego utworu „The Evening Shadows” na płycie tej przez długie chwile nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Niby melodie gdzieś płyną, niby rozmarzony głos Hogartha rozpływa się w nasyconych elektroniką do granic wytrzymałości eterycznych dźwiękach poszczególnych utworów, ale po kilku chwilach łapiemy się na tym, że czekamy na jakiś charakterystyczny moment, na ciekawsze rozwiązanie melodyczne, na wpadający w ucho refren... Nic z tego. To widocznie nie ten rodzaj muzyki. Steve Hogarth proponuje nam coś innego. Niby jego muzyka zawiera wszystkie niezbędne składniki mogące uczynić z poszczególnych kompozycji niezłe komercyjne hity, ale czy dzisiejsza scena rockowa doceni te starania? Jedno jest pewne: Hogarthowi nie brak odwagi. Zarówno jeśli jest to ukłon w stosunku do Oasis w „You Dinosaur Thing”, swego rodzaju powrót do marillionowskich klimatów w „The Deep Water”, czy poszukiwanie nowych rozwiązań aranżacyjnych w „Cage” cały czas trudno oprzeć się wrażeniu, iż lider Marillionu wymyślił sobie, że „Ice Cream Genius” ma być albumem nowatorskim. Niestety, jakby za wszelką cenę. Przyznam się, że nie słyszałem jeszcze takiego albumu pop. Być może wydawnictwo to wyznacza nowe drogowskazy dla obowiązujących obecnie muzycznych mód? Chociaż szczerze w to wątpię. A może po prostu najnormalniej w świecie nie rozumiem tej muzyki? Bo niewątpliwie nie jest to zbiór łatwo wpadających w ucho riffów. Wokal Hogartha też brzmi momentami jakoś dziwacznie. Wiemy nie od dziś, że dysponuje on niesamowitą wręcz skalą głosu, dlatego dziwi fakt, że przez długie chwile śpiewa on jakby na jedną nutę. Może to skutecznie uśpić zniecierpliwionego słuchacza. Na szczęście finał płyty w postaci dwóch intrygujących kompozycji poprawia ogólne wrażenie. Najpierw utwór „Better Dreams”: tylko smyczki i głos Hogartha, od czasu do czasu flet i leniwa gitara. I pełna pesymizmu opowieść o nie spełniających się marzeniach. I następujące po niej ostatnie 6 minut muzyki na tym albumie - nagranie „Nothing To Declare”. Jeszcze jeden smutny tekst. Smutny, aż do bólu. Ale czy może być coś smutniejszego niż wypatrywanie samolotów, na pokładzie których nie ma utęsknionej i ukochanej osoby? Tak właśnie smutno robi się też, gdy krążek „Ice Cream Genius” przestaje się kręcić. Zapewne dlatego, że nie doczekaliśmy się na to, czego wypatrywaliśmy przez długie minuty. A więc rozczarowanie? Wiem, że znajdą się tacy, których te solowe nagrania Steve’a Hogartha przyprawią o dreszcz rozkoszy. Wiem, że rozlegną się liczne głosy zachwytu nad tym, co nagrał lider Marillionu. Wiem, że niektórzy będą rozwodzić się nad tym, że to tak inny repertuar niż ten, do którego Hogarth zdążył nas przyzwyczaić i że radzi on sobie w nim bezbłędnie, że nieźle wypada on w tej nowej skórze. Zatem być może ta płyta jest właśnie dla nich. Choć muszą być oni przygotowani na opinie innych, którzy nazwią album „Ice Cream Genius” artystycznym nieporozumieniem. Jakkolwiek jednak by nie oceniać solowych dokonań Steve’a Hogartha jedno jest pewne: album ten będzie z pewnością jedną wielką niespodzianką dla wszystkich fanów Marillionu. In plus, czy in minus - to już spawa indywidualnej oceny. Ale najbardziej optymistyczne w tej całej historii jest to, że nowy album Marillion ma ukazać się już w kwietniu...
Hogarth, Steve - Ice Cream Genius
, Artur Chachlowski