Kiedy nadchodzą upalne dni, zamiast katować się hałaśliwymi przebojami, uciekam w chłodny cień swojej dosyć obszernej płytoteki, aby orzeźwić się nieco zapomnianymi dźwiękami pochodzącymi z lekko zakurzonych albumów winylowych, których tytuły niezbyt często są przypominane w radio, na łamach branżowych portali internetowych lub w dyskusjach fanów. Właśnie teraz, u progu najgorętszego i jednocześnie najbardziej leniwego okresu w roku, robiąc wielki remanent wśród swoich albumów, dostrzegłem spoczywającą w świętym spokoju debiutancką płytę pianisty zespołu Genesis – Tony’ego Banksa „A Curious Feeling”. Czy ktoś z czytelników pamięta jeszcze ten album? Żywię głęboką nadzieję, że tak.
Nagle z mojej pamięci wyszły na światło dzienne odległe wspomnienia. Pamiętam, jak 26 lat temu w Programie II Polskiego Radia niedościgniony radiowy kreator mrocznych a zarazem pełnych poezji klimatów, książę eteru Tomasz Beksiński w niedzielnym paśmie Wieczór Płytowy zaprezentował ten album z płyty CD, wynosząc przy tym pod niebiosa fakt ukazania się tego materiału na kawałku srebrnego badziewia. Dodam od siebie, że nigdy do końca nie zawładnęła moim umysłem tzw. czysta cyfrowa jakość dźwięku. Zawsze wydawała mi się ona zbyt odhumanizowana. To jednak temat na zupełnie inny, bardziej obszerny tekst, jaki pewnie na łamach MLWZ popełnię. Przywołałem tamten wieczór dlatego, iż podczas moich porządków w płytach zaistniała bardzo podobna sytuacja. Właśnie wtedy, kiedy to Jego Wysokość Nosferatu Beksiński zachwycał się klarownym, a zarazem przenikliwie zimnym dźwiękiem płyty kompaktowej, ja powędrowałem do półki z płytami, by wydobyć na światło dzienne „A Curious Feeling” i z namaszczeniem położyć na gramofonie pełną ciepła, malarską muzykę lidera Genesis, przepełnioną niebywałą poetyką. W książce wydanej w 1995 roku przez krakowski Rock Serwis pt. „Genesis – 25 lat teatru rockowego” określono Tony’ego Banksa jako matematyka z duszą romantyka. Po latach myślę, że jest to jedno z najtrafniejszych określeń, jakie charakteryzować mogą takiej klasy twórcę, jak Tony Banks. Taki też jest jego solowy fonograficzny debiut. Muzyka na „A Curious Feeling” jest niesłychanie romantyczna, mieniąca się całą paletą kolorów, odcieni o różnym natężeniu, a jednocześnie jest ona poddana stricte matematycznym regułom, gdyż twórca trzyma się raz obranych muzycznych środków i konsekwentnie za ich pomocą realizuje swój plan.
Album „A Curious Feeling” powstał w trudnym okresie dla zespołu Genesis. Nie dość, że po wydaniu albumu „Wind And Wuthering” grupę definitywnie opuścił wielki indywidualista Steve Hackett, to Phil Collins przeżywał osobiste kłopoty związane z rozwodem, a na to wszystko nakładały się stylistyczne rozbieżności, jakie kiełkowały w każdym z muzyków tworzących Genesis. Każdy usiłował przemycić do muzycznego wizerunku zespołu swoje fascynacje. Na tę wewnętrzną mozaikę chwilowych niepowodzeń w zespole kładzie się cieniem sytuacja klasycznej muzyki rockowej, która brutalnie spychana była z rynku przez punkową rebelię. W moim odczuciu album „A Curious Feeling” stanowi naturalną granicę pomiędzy dwoma odmiennymi światami wykreowanymi przez zespół Genesis. Oddziela ona malarsko-poetycką stylistykę zespołu od późniejszej, bardziej przebojowej.
Tony Banks, będący zawsze człowiekiem zdystansowanym od wszelakich chwilowych mód i trendów, zajął się realizacją własnego pomysłu na muzykę, który pod postacią ponadczasowego albumu „A Curious Feeling” ujrzał światło dzienne w 1979 roku. We wspomnianej już wcześniej książce opisującej historię Genesis Tony udzielił dość obszernej wypowiedzi na temat swojej debiutanckiej płyty. Wynika z niej, że geniusz czarno-białych klawiatur w bardzo rozsądny sposób przystąpił do prac nad materiałem. Problemem był dobór wokalisty. Wydawca sugerował, by Banks zaangażował jakiegoś znanego i szanowanego w branży króla mikrofonu. On jednak odrzucał skutecznie każdą podsyłaną mu propozycję, tłumacząc, iż zaproszenie znanego wokalisty skupiłoby uwagę odbiorców na jego nazwisku. Wielu pomijałoby kompozytora muzyki i zamysł artystyczny albumu. Tony zdecydował się na doskonałego warsztatowo Kima Beacona śpiewającego kilka lat w szeregach zespołu String Driving Thing. Zespół ten odniósł niewątpliwie olbrzymi sukces artystyczny oraz zyskał ogromne uznanie pośród wielbicieli ambitnych odmian rocka, niemniej jednak nie dotknął go sukces komercyjny. Tony Banks zdawał sobie sprawę z tego, iż w 1979 roku mało kto będzie pamiętał Kima, więc jego pojawienie się na albumie nie przyćmi w żaden sposób nazwiska twórcy tego pomysłu, a jedynie przysporzy kolorytu muzyce. Za bębnami Tony posadził wieloletniego przyjaciela zespołu Genesis oraz cenionego w jazzowym środowisku ciemnoskórego Chestera Thomsona. Na pozostałych instrumentach Tony Banks zagrał sam.
„A Curious Feeling” to poetycka opowieść o człowieku, który zaprzysięga sobie, że nigdy w życiu nie ulegnie niszczycielskiej sile miłości. Doznając wielu porażek na tym polu, postanawia już nigdy nie poddać się destrukcyjnemu działaniu tego niebezpiecznego zjawiska, jakim jest miłość. Bohater wyzwala się z jej okowów, staje się człowiekiem wolnym. Jego dusza nie zazna już nigdy zawodu. Nie będzie cierpiał. Niesiony falą konsumpcyjnego sposobu życia będzie korzystał z jego dóbr i brał pełnymi garściami to co tylko się da. I tak też nasz bezimienny bohater przez jakiś czas szczęśliwie egzystuje – do momentu, kiedy zaczyna odczuwać pustkę. Początkowo jest to tylko niczym nie wytłumaczalny niepokój, który z czasem narasta, drążąc ogromny tunel smutku w duszy bohatera. Pcha on go ku myślom tak ciemnym, że aż trudno je sobie wyobrazić. Na szczęście na jego drodze staje kobieta, która odmienia jego życie. Pokazuje mu, że miłość może być budująca. A czarny tunel jego duszy zaczyna rozświetlać życiodajne światło. Treść tego albumu w pełni zrozumiałem stosunkowo niedawno. Po latach rozumiem także, dlaczego Tomek Beksiński tak lubił ten album. Ta pozornie banalna historia, nie pierwszy i nie ostatni raz poruszana przez twórców, w przypadku Tony’ego Banksa nabiera większego znaczenia, wykraczając poza typowy banał.
Napisane barwnym, poetyckim językiem teksty dostały genialną szatę muzyczną pod postacią ciepłej, melancholijnej muzyki opartej na lekko pływającym, analogowym i niezwykle ciepłym brzmieniu elektrycznego fortepianu Fendera. Jego brzmienie sprawia, iż pozwalamy się tej muzyce unieść i lekko z nią płyniemy, zapominając o grawitacji. Już pierwsze sekundy albumu odkrywają przed nami niezwykle wrażliwą i romantyczną duszę kompozytora. Prócz wszechobecnej melancholii usłyszymy także kilka brawurowych pasaży zagranych na syntezatorze mooga. Słyszalne są one wyraźnie w kompozycjach „After The Lie” i „You”. Te ogniste popisy nie mają nic wspólnego ze współczesnymi wyścigami nowoczesnych odmian rocka progresywnego, są one jedynie muzycznym komentarzem do wyśpiewywanych przez Kima tekstów. Warto podkreślić niezwykłą harmonię oraz spójność całego albumu. Nawet niektóre płyty Genesis nie były tak homogeniczne jak album „A Curious Feeling”. W tym miejscu ujawnia się namacalnie ta matematyczna dusza kompozytora. Muzyka na tej płycie jest starannie poukładana, przemyślana w każdej sekundzie. Jest genialnie rozplanowana. Poszczególne płaszczyzny nie kłócą się ze sobą, a dość spora ilość dźwiękowych smaczków słyszalna dopiero po wnikliwym i kilkukrotnym przesłuchaniu stanowi kolejną wartość dodaną tej muzyki. Od lat uważam, że „A Curious Feeling” to jeden z tych albumów, który spokojnie zabrałbym na bezludną wyspę bez ani jednej chwili wahania. Bardzo czytelne i aksamitne brzmienie tego krążka pozwala słuchaczowi na głębokie przeżywanie opowiadanej historii, a brak imienia bohatera w libretcie pozwala na umieszczenie w nim własnej osoby i spojrzenie z określonej w nim perspektywy na samego siebie. To bardzo sprytny zabieg.
Teraz muszę lekko ponarzekać i to bynajmniej nie na zawartość merytoryczną dzieła. Chciałbym zaznaczyć jedynie, że słuchanie „A Curious Feeling” ze wznowionego i zremasterowanego wydania kompaktowego, jakie ukazało się w 2009 roku, kaleczy uszy i mija się kompletnie z celem. Mam wrażenie, jakoby sam mistrz Tony Banks miał niewiele do powiedzenia w tym temacie, a cała sprawa wznowienia albumu odbywała się poza nim. Brzmienie tej edycji opatrzonej sygnaturą „30th Anniversary Edition” skierowane jest chyba do sympatyków smartfonów. O ile debiut tego materiału na CD w 1989 roku można tolerować, gdyż jest on jedynie przeniesieniem analogowego materiału na srebrny krążek, to grzebanie w tym materiale czyli tzw. remaster jest czymś w rodzaju próby poprawiania znanego płótna któregoś z mistrzów malarstwa.
Proponuję rozejrzeć się za analogiem „A Curious Feeling” wydanym w 1979 roku nakładem wytwórni Charisma. Najlepiej, by było to tłoczenie angielskie, albowiem właśnie ono gra bardzo delikatnie, z pełną gamą średnich tonów, subtelnym, ale wyrazistym basem oraz nieinwazyjną górą. Jeśli wasz zestaw audio jest w pełni analogowy, a gramofon, którym dysponujecie posiada dobrą wkładkę, to istnieje szansa, iż słuchając „A Curious Feeling” dostąpicie muzycznego raju. Do tego dochodzi jeszcze bardzo skromna, lecz gustowna okładka wraz z insertem, na którym znajdziemy pełne libretto tego dzieła. Staram się śledzić na bieżąco wszystkie techniczne nowinki, mające na celu pełniejsze obcowanie z muzyką i dochodzę do wniosku, że nie wynaleziono lepszego nośnika niż płyta winylowa, mimo pewnych ograniczeń, jakie niesie ze sobą sposób odtwarzania z niej muzyki. Podczas upalnych wieczorów proponuję przypomnieć sobie ten album, a może i odkryć go na nowo.