Włoski klimat zawsze sprzyjał dobrym progrockowym produkcjom. Tak było w złotej erze dla tego gatunku – latach 70., tak było w czasach neoprogresywnego boomu, który nastąpił pod koniec następnej dekady, tak jest i teraz, już w XXI wieku. Jak grzyby po deszczu, choć są tam rejony, gdzie deszcz nie pada przez długie miesiące, rodzą się w Italii nowe zespoły, które starają się kontynuować najlepsze tradycje mistrzów gatunku z ich rodzimymi grupami PFM czy Le Orme na czele.
W Mediolanie od kilku lat działa zespół o nazwie Not A Good Sign. Wydany w 2013 roku debiutancki album przeszedł właściwie bez echa. Nic dziwnego, że w konsekwencji doszło do pewnych zmian organizacyjnych, nastąpiły roszady w składzie i z nowymi nadziejami Not A Good Sign przystąpił do pracy nad nowym krążkiem. Nagrał go w następującym składzie: Paolo „Ske” Botta gra na instrumentach klawiszowych (to centralna postać w zespole; jest on autorem, bądź współautorem większości materiału na nowej płycie), Alessio Calandriello śpiewa, Alessandro Cassani gra na basie, Martino Malacrida na perkusji, a Francesco Zago na gitarach. Ten ostatni, już po nagraniu nowej płyty, która pod tytułem „From A Distance” ukazała się w tym roku, opuścił zespół i został zastąpiony przez Giana Marco Trevisano.
Tyle informacji ogólnych. Co można powiedzieć o muzyce, którą słyszymy na nowym krążku Not A Good Sign? Myślę, że propozycje Włochów z pewnością zainteresują sympatyków grupy King Crimson. Może nie tego najwcześniejszego jej wcielenia, ale tego z okresu trzech słynnych „kolorowych” płyt z lat 80. Muzyka Not A Good Sign osadzona jest w tradycjach progresywnego rocka, ale z wyraźnym sznytem nowoczesności i – jak to często we współczesnych nam czasach bywa – ewidentną fuzją różnorodnych wpływów. W tym przypadku wychwycić można echa muzyki psychodelicznej oraz hardrockowej wzbogacone szerokim zastosowaniem takich „nie-rockowych” instrumentów, jak obój, trąbka czy wibrafon.
Płyta „From A Distance” nie zawiera długich suit. Trwa niewiele ponad 50 minut, a w jej programie znajdujemy 10 utworów, w tym trzy nagrania instrumentalne, na które zwracam szczególną uwagę. Każde z nich jest inne, i choć nie są one może zbyt reprezentatywne dla stylu zespołu (wokalista Alessio Calandriello obdarzony jest ciekawym głosem, wprawnie porusza się po wysokich rejestrach i jego śpiew jest bez wątpienia jedną z wizytówek brzmienia zespołu), to warto zatrzymać się przy każdym z nich choć na chwilę. Zatytułowany z japońska „Aru hi no yoru deshita” to niezwykłej urody nokturn i jest to zarazem jeden z najpiękniejszych fragmentów albumu. Z kolei mocno rozbudowany „Open Window” to prawdziwie rockowa jazda bez trzymanki, utwór pełen dynamiki oraz częstych zmian tempa. Trzeci z tych instrumentali, „Farewell”, to niespełna dwuminutowa miniaturka kończąca ten ciekawy album. Ale zanim dotrzemy do tego uroczego finału płyty, napotkamy po drodze kilka niezłych muzycznych perełek. Osobiście wyróżniłbym utwory „The Diary I Never Wrote”, „Flying Over Cities”, “Not Now” oraz „I Feel Like Snowing”, pokazujące jak dojrzałym zespołem jest Not A Good Sign. Miłośników dźwiękowych łamańców w stylu późnego King Crimson ucieszy zapewne „Pleasure Of Drowning” – nagranie niekoniecznie „lekkie, łatwe i przyjemne”, ale można w nim usłyszeć prawdziwy pazur, z jakim potrafią grać ci włoscy muzycy.
Płytę „From A Distance” wypuściła na rynek stawiająca coraz prężniejsze kroki oficyna wydawnicza Fading Records/AltrOck. Daje to nadzieję, że najnowsze dzieło grupy Not A Good Sign dotrze do większej liczby słuchaczy, niż dzieje się to zazwyczaj w przypadku wydawnictw niezależnych. Bo muzyka tego włoskiego zespołu z pewnością zasługuje na to, by zainteresowali się nią wytrawni słuchacze o szeroko otwartych uszach.