Perfect Beings - II

Artur Chachlowski

ImageO tym skąd wywodzi się grupa Perfect Beings i kto ją tworzy pisaliśmy na naszym portalu przy okazji omawiania debiutanckiego albumu tej formacji, który ukazał się równo półtora roku temu. Od tego czasu zespół okrzepł, skonsolidował się i w niezmienionym składzie przystąpił do pracy nad płytą nr 2, która na sklepowe półki trafi 16 października.

Nie tylko skład się nie zmienił. Nie zmienił się także styl, wizerunek (podobny motyw na okładce), jak i kierunek artystyczny, w jakim podąża muzyka tego amerykańskiego zespołu. Nadal jesteśmy na terytoriach mocno osadzonych w klimacie progresywnego rocka lat 70., owszem z nałożonymi nań licznymi elementami cechującymi współczesne oblicze muzyki artrockowej, co nadaje produkcjom Perfect Beings autentycznej mocy przekazu. Zespół nie stosuje prostych, ani też oczywistych rozwiązań. W każdej z 10 kompozycji, które wypełniają program „II” pobrzmiewają echa innych gatunków, i świadczy to o tym, że Amerykanie to dojrzali muzycy posiadający jasną wizję tego, w jaką stronę ma podążać ich muzyka i nie bojący się śmiało sięgać po rozwiązania, które bynajmniej nie są kalką znanych już i słyszanych na innych płytach pomysłów. Zamiast tego zespół gra tak, że słychać w jego muzyce przeogromne możliwości techniczne tkwiące w instrumentalistach oraz ten rodzaj wrażliwości artystycznej, która pozwala im osiągnąć idealną równowagę pomiędzy złożonym charakterem twórczości Perfect Beings, a tą ulotną zwiewnością, która nadaje docierającym do uszu odbiorcy dźwiękom naturalnej lekkości. No i nie brakuje w tym wszystkim melodyki, która sprawia, że sporą część nagrań z tego albumu można śmiało określić mianem „radio friendly”. Tym bardziej, że wszystkie utwory, poza bodaj dwoma, posiada zgrabne 4-5 minutowe rozmiary.

Ale przecież nie potencjalnymi przebojami stoi ten album. Jego solą są klimatyczne, bardzo dojrzałe kompozycje, które na pewno przypadną do serca sympatykom dobrego prog rocka, ze szczególnym uwzględnieniem twórczości zbliżonej do grupy Yes (gitarzysta Johannes Luley i basista Chris Tristram długimi fragmentami brzmią jak duet Howe - Squire). Jest jeszcze jeden powód, dla którego warto zwrócić uwagę na ten zespół. To niezwykle ciekawa barwa głosu Ryana Hurtgena oraz sposób, w jaki interpretuje on poszczególne utwory. To prawdziwy atut tej płyty.

Dobry, a nawet bardzo dobry to album. Praktycznie bez słabych punktów (no, może poza nieco niemrawym początkiem płyty – w trzech otwierających „II” kompozycjach: „Mar Del Fuego”, „Cryogenia” i „Samsara” jak na mój gust za mało się dzieje), udanie rozkręcający się z minuty na minutę i posiadający co najmniej kilka fantastycznych punktów kulminacyjnych (utwory „The Love Inside”, „Volcanic Streams”, „Rivermaker”, „Cause And Effect” oraz „The Whrill Seeker”).

Półtora roku temu polecałem Waszej uwadze pierwszy album Perfect Beings, dzisiaj polecam też drugi. Chyba z jeszcze większym przekonaniem.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!