Wytwórnia Karisma Records reklamuje debiutujących płytą „Solar Storm” młodych muzyków z grupy Rendezvous Point jako przedstawicieli nurtu progmetalowego. Zgoda, zespół gra żywiołowo, barwnie i soczyście, ale przestrzegam przed zbyt daleko idącymi skrótami myślowymi, które zazwyczaj prowadzą na manowce. Nie spodziewajmy się po produkcjach Rendezvous Point kolejnego klona twórczości Dream Theater, Symphony X, Queensryche czy Fates Warning. Album „Solar Storm” zawiera muzykę o wiele bardziej finezyjną, nie aż tak przepełnioną wirtuozerskimi popisami technicznych umiejętności muzyków i nie aż tak programowo chłodną, jak w przypadku wyżej wymienionych zespołów. Choć polarnego chłodu (wszak Randezvous Point to zespół pochodzący z Norwegii) wcale tu nie brakuje. Ale jest to ten rodzaj chłodu, od którego… robi się gorąco.
Rendezvous Point to stosunkowo młody zespół. Założony w 2012 roku przez studentów (teraz już częściowo absolwentów) Uniwersytetu Agder w Kristiansand został okrzyknięty „najbardziej obiecującym rockowym zespołem w Norwegii” i szybko potwierdził pokładane w nim nadzieje, dając serię spektakularnych koncertów z… orkiestrą symfoniczną. Młodzi zdolni. Nie dziwi więc fakt, iż członkowie grupy są bardzo rozchwytywanymi muzykami. Dość powiedzieć, że większość z nich grała równolegle, lub nadal gra, w innych znanych rockowych formacjach, jak Borknagar, ICS Vortex, Solefold, a Baard Kolstad aktualnie bębni też w Leprous. Często jednak spotykają się ze sobą, by wspólnie komponować i grać jak najwięcej koncertów. Bo scena to podobno ich największy żywioł. Na koncertach czują się najlepiej. Aktualnie trwa ich europejskie tournee (razem z rodzimymi grupami Leprous i Sphere), na szlaku którego na szczęście znajduje się Polska (Warszawa, Progresja, 26 października).
Na początku października ukazał się debiutancki album, na którym Rendezvous Point przedstawia się jako bardzo dojrzały i kompetentny zespół, którego muzyczne zainteresowania i stylistyczne korzenie z jednej strony tkwią w metalu, a z drugiej – nigdy nie zapomina o melodiach, umiejętnie budowanym napięciu i odpowiednio dozowanych emocjach. Płytę „Solar Storm” wypełnia siedem nagrań. Bardzo dobrych, mocnych, soczystych i niepozwalających o sobie zapomnieć. Muzyka Norwegów jest niesamowicie wyrazista, pełna kontrastów, atonalnych dźwięków, kompleksowych aranżacji, synkop, niespodziewanych zmian tempa, mnóstwo jest w niej polirytmicznych rozwiązań (coś jak na płytach Haken i Messhugah), wiele różnych melodii prowadzonych jest jakby obok siebie, co powoduje, że wszystkie, bez wyjątku, kompozycje posiadają bardzo mroczny wydźwięk. Lecz jakby w kontraście dla tego wszystkiego, na przeciwległym brzegu stoi czysty, mocny i wspaniale brzmiący głos Geirmunda Hansena. Potrafi on świetnie trzymać melodie w wysokich tonacjach, rewelacyjny jest też, gdy śpiewa bardzo nisko. Jego śpiew nadaje tej, co tu ukrywać, skomplikowanej i ciężkiej muzyce odpowiedniej przestrzeni, lekkości, a nawet pewnej zwiewności. Świetne są też partie fortepianu (posłuchajcie dwuczęściowej kompozycji „The Conclusion”!), które razem z wokalem stanowią przeciwwagę dla ciężkich gitarowych riffów dobywających się spod ręki Pettera Hallaråkera i mocno osadzonych w rozpędzonej sekcji rytmicznej, która swoim gęstym brzmieniem sprawia, że chwilami wydaje się, iż muzyka Randezvous Point ma siłę nacierającego czołgu. Co ciekawe, sekcję tę, obok wymienionego już wcześniej perkusisty Baarda Kolstada, tworzy jedyna w tym gronie dziewczyna – Gunn-Hilde Erstad.
Najciekawsze momenty na płycie? Zdecydowanie finał w postaci dwóch części kompozycji „The Conclusion”, wyróżnia się wielowątkowy „Para” oraz dziesięciominutowe cudo pt. „Mirrors”, które wydaje się być dla tego albumu tym samym, czym dla „Metropolis Pt. 2” był pamiętny „Home”. Nie można też zapomnieć o świetnym wprowadzeniu do płyty, czyli otwierającym całość utworze „Through The Solar Storm”, który swoimi fajnymi samplami we wstępie, szybko wpadającą w ucho melodią oraz „radiowym” rozmiarem (4:50) ma spore szanse zaistnieć w świadomości szerszej, niż tylko progmetalowa, publiczności. Dobre jest też nagranie „Wasteland”.
Zresztą cała płyta jest bardzo dobra. „Solar Storm” to album, który robi wrażenie już przy pierwszym przesłuchaniu, a z każdym kolejnym wydaje się coraz lepszy. Pamiętajcie więc: 26 października Punkt Spotkań znajduje się w Warszawie, na głównej scenie klubu Progresja Music Zone. Obecność obowiązkowa. Tym bardziej, że dodatkowo spotkać tam będzie można jeszcze grupę Leprous.