Heldmaschine to muzyczne dziecko niemieckiego fascynata grupy Rammstein, wokalisty René Anlauffa. W 2008 roku stanął on na czele cover bandu o nazwie Völkerball. To właśnie na jego bazie narodziła się Heldmaschine. W 2012 roku grupa zadebiutowała płytą „Weichen und Zunder”, dwa lata później ukazał się bardzo dobrze przyjęty w Niemczech album „Propaganda”, a 21 sierpnia tego roku Heldmaschine wypuściła na rynek nowy krążek – „Lügen” („Kłamstwa” – przyp. A.Ch.).
W muzyce tego pochodzącego z Koblencji zespołu ślady dokonań Rammstein wydają się wręcz wszechobecne. Ale bez obaw; nie mamy do czynienia z muzycznym klonem. W dodatku Heldmaschine nie posuwa się do aż tak ekstremalnych brzmień, jak ich bohaterowie, ale duch muzyki zespołu Tilla Lindemanna faktycznie unosi się nad „Lügen” przez cały czas. Tak więc mamy na tym krążku do czynienia z typowym NDH (gatunek Neue Deutsche Härte – przyp. A.Ch.), ale usłyszeć można też tutaj elementy alternatywnego rocka, klasycznego hard rocka oraz techno. Trzeba podkreślić, że zespół umiejętnie potrafi łączyć w swoich kompozycjach muzyczną ekstremę z urzekającą melodyjnością. Używa w tym celu dziecięcych chórów (jak w „Wer einmal lügt”), młodzieńczo brzmiących kobiecych głosów (gościnny wokal niejakiej Bele Verfürth w „Ein Traum”) czy wręcz balladowych aranżacji (jak w „Schwerelos” i „Einmal ist keinmal”). Dzięki temu to potężne i industrialne brzmienie Heldmaschine posiada też swoją romantyczną naturę.
Przyznam szczerze, że zawsze uważałem, iż język niemiecki w muzyce rockowej musi brzmieć groźnie i mało przyjaźnie dla uszu karmionych anglosaskim rockiem. Skądinąd sporo w tym racji, szczególnie gdy przeanalizuje się tematy, które zespół René Anlauffa porusza w tekstach poszczególnych utworów. Często są one niejednoznaczne i na granicy dobrego smaku, a dotyczą one m.in. kanibalizmu, nekrofilii, przemocy w rodzinie, zombie, psychicznych wynaturzeń i z reguły są one nacechowane sporą dawką społecznej krytyki. Ale w przedziwny sposób na omawianej przeze mnie płycie muzyka, treści i język niemiecki idealnie ze sobą współbrzmią. I z każdym przesłuchaniem kompozycje Heldmaschine podobają mi się coraz bardziej. Nie ukrywam, jest to dla mnie samego spore (pozytywne) zaskoczenie.
Biorąc pod uwagę to wszystko co do tej pory napisałem, z początku sam się sobie dziwiłem, że postanowiłem przelać na papier swoje impresje i emocje, które zrodziły się po wysłuchaniu płyty „Lügen”. Zwykle tego rodzaju twórczość (także i Rammstein) biorę za trochę dziwaczną i mocno kontrowersyjną. I omijam ją szerokim łukiem. Ale uwierzcie, drodzy Czytelnicy MLWZ.PL, niniejszą płytą jestem po prostu oczarowany. Nigdy bym w to nie uwierzył, ale tak właśnie jest i nic na to nie poradzę. Dlatego zapraszam wszystkich, którzy lubią przełamywać stereotypy, by dali szansę muzyce tej niemieckiej formacji. Jestem pewien, że będą zachwyceni tak jak ja.
PS. Gdy jeszcze dodam, że producentem płyty jest Tomas Dams (znany m.in. ze współpracy z Klausem Schulze, Karmą i Solar Moon), to od razu wiadomo będzie, że mamy do czynienia z albumem nieprzeciętnym. I tak w istocie jest.