Choćby nie wiem jak bardzo nie naginać wszelkie możliwe definicje, to i tak nie można określić muzyki, którą słyszymy na płycie „Noli Me Tangere” mianem „progresywnego rocka”. Co zatem recenzja tego albumu robi na naszym portalu? Krążek ten dotarł do mnie w tej samej przesyłce, co inne nowe wydawnictwa firmy QuiXote Music (tej od Poor Genetic Material) i dlatego postanowiłem przybliżyć go Czytelnikom MLWZ. Ale skoro zespół Bonebag nie gra muzyki progresywnej, to pewnie zadacie następne pytanie: co album ten robi w katalogu tej utożsamianej z prog rockiem wytwórni? Sam się nad tym zastanawiałem. Odpowiedź znalazłem dopiero po uważnym przeglądnięciu książeczki, w której zauważyłem, że członkiem Bonebag jest niejaki Arno Menses. Równolegle działa on też w święcącej coraz większe triumfy formacji Sieges Even. I jak znam życie, to jego osoba stała się marketingową dźwignią dla Bonebag. Po pięciu latach działalności, po kilku mini albumach z materiałem demo, zespół ten związał się z kontraktem płytowym z uznaną wytwórnią i dzięki temu na półki sklepowe trafia teraz niniejszy krążek.
Zawiera on 10 piosenek, których czas łączny to zaledwie 40 minut. Już po tym widać, że zespół Bonebag stawia na zwięzłość muzycznej wypowiedzi. Typowo rockowe instrumentarium (na płycie poza ostatnimi 60 sekundami nie słychać klawiszy) - dwie gitary, bas i perkusja - przekłada się na bardzo rockowe, by nie rzec rock’n’rollowe brzmienie. Bonebag gra bardzo energetyczną, gitarową muzykę pełną wigoru i dynamiki. Czasem pojawi się w niej jakiś balladowy moment (jak na przykład w uroczej piosence „Weightless”) czasem przemknie jakiś melodyjny refren (zwracam uwagę na utwór „Feeling Sam”), lecz przez cały czas zespół gra mocno, rytmicznie i dynamicznie. Z życiem. Krótkie, czterominutowe piosenki o mocno rockowym zabarwieniu to żywioł, w którym Bonebag czuje się jak ryba w wodzie.
Trochę ten album przypomina mi wydaną w 2003 roku płytę „Glitter” zespołu Johna Mitchella (tego od Areny, Kino i It Bites), The Urbane. Tam i tu słychać ostre gitarowe riffy, soczyste solóweczki i, od czasu do czasu, ładne i zgrabne melodie.
Progowcy - rockandrollowcy, zachęciłam Was? Warto posłuchać tej płyty. Chociaż jeden jedyny raz, by przekonać się, że ta zagrana z wykopem ostra, energetyczna muzyka też potrafi zauroczyć.