Martigan - Distant Monsters

Artur Chachlowski

ImageNie ukrywam, że darzę ten niemiecki zespół niemałą sympatią. Śledzę jego losy od wydanej pod koniec 2002 roku płyty „Man Of The Moment”, a jeden z utworów z następnego albumu zatytułowanego „Vision” („Much More”) został nawet podarowany przez Martigan na okolicznościową kompilację MLWZ wydaną z okazji 15-lecia mojej audycji.

Nie ukrywam też, że martwiła mnie ciągnąca się w czasie przerwa wydawnicza, jaką zafundował nam ten zespół, ale szczęśliwym trafem tuż przed świętami Bożego Narodzenia, Martigan wydał wreszcie nowy album z premierowym materiałem zatytułowany „Distant Monsters”. Trwającą ponad sześć lukę Martigan wynagrodził swoim fanom albumem o niebotycznych rozmiarach: nowa płyta to osiem utworów trwających łącznie aż 75 minut! Jest więc czego na „Distant Monsters” słuchać. Ale pewnie wszystkich i tak najbardziej zainteresuje pytanie: jak ilość muzyki przekłada się na jej jakość?...

Nie będę trzymać Was w niepewności i od razu powiem, że przez sześć lat, które minęły od wydania płyty „Vision,  muzyka zespołu Martigan w ogóle nie zmieniła się. Nadal mocno akcentowane są w niej cechy nieprogresywnej stylistyki, w której pobrzmiewają wyraźne echa i wpływy twórczości grup Marillion, Aragon oraz IQ. Poszczególne kompozycje, choć co najmniej połowa z nich to dziesięciominutowe i dłuższe utwory, przepełnione są elegancką, stylową i łatwo przyswajalną melodyjnością. Te chwytliwe melodie są największym atutem muzyki Martigan, a na ich jakość największy wpływ ma wokalista Kai Marckwordt (po raz n-ty muszę to powiedzieć: jego głos do złudzenia przypomina mi Martina Edena z innej niemieckiej, nieistniejącej już od lat, formacji Chandelier. Czy ktoś w ogóle pamięta jeszcze ten zespół?) oraz długie, soczyste gitarowe solówki w wykonaniu Björna Bischa (tu podobieństwo też nasuwa się samo: jego partie długimi chwilami brzmią na płycie „Distant Monsters” jakby wyszły spod palców samego Steve’a Rothery’ego z początków działalności grupy Marillion).

I właśnie w takim duchu utrzymana jest ta płyta. Przez 75 minut Martigan snuje swoje muzyczne opowieści, których punktem wyjścia są baśnie i kołysanki dla dzieci. Zespół przerobił je na dość pikantne historie dla dorosłych słuchaczy, w których królewny i książęta zastąpiono psychopatami, a przyjazne zwierzątka zamieniono w potworne bestie. Ale zostawmy tę słowno-liryczną warstwę na boku, bo najważniejsza na płycie „Distant Monsters” jest oczywiście muzyka. A ta potrafi oczarować nawet największych malkontentów, którzy zwykli traktować neo prog jako gatunek „gorszego sortu”. Muzyka Martigan wyleczy ich z alergii na neoprogres. A miłośnicy takiej właśnie stylistyki będą na pewno wniebowzięci. Wprawdzie trudno doszukać się w muzyce Martigan jakichkolwiek innowacji, ale nie o to tutaj chodzi. Zespół świetnie czuje się w kanonie wyznaczonym przez wczesne płyty Marillion, IQ, Pendragon i Jadis. I pomimo upływu lat oraz zmieniających się mód i trendów konsekwentnie buduje swoją markę w oparciu o wielokrotnie sprawdzone już wzorce. Tak czy inaczej, wydaje mi się, że muzycy Martigan płytą „Distant Monsters” jednoznacznie udowodnili, że grają już w tej samej lidze, co ich rodacy z grup RPWL i Sylvan.

Na koniec wymieńmy ich nazwiska: Björn Bisch gra na gitarach, Oliver Rebhan na instrumentach klawiszowych, Kai Marckwordt śpiewa, Alex Bisch gra na perkusji, a Mario Koch na basie.

Naprawdę niezłą to płyta. Symfoniczny neo prog najwyższej próby. Oby jak najwięcej takich albumów w 2016 roku.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!