Zespół RPWL wydał za pośrednictwem swojego fan clubu płytę, na której, gdzie by nie spojrzeć, przewija się cyferka 9. Data premiery tego albumu to 9. dzień 9. miesiąca. Na płycie znajduje się 9 utworów. A ukazuje się ona w łącznym nakładzie 999 numerowanych sztuk (mój egzemplarz oznaczony jest numerem 193).
Płyta podzielona jest na dwie części. Pierwsza z nich, nazwana „Live”, zawiera nagrania koncertowe, które nie znalazły się w programie wydanego przed dwoma laty albumu „Start The Fire”. Chociaż, jak dobrze pamiętam, nagranie „Trying To Kiss The Sun” znalazło się przecież na tamtym wydawnictwie. Tu, wersja tego utworu pochodząca z innego koncertu, otwiera ten fan clubowy krążek. W zestawie „Live” sąsiadują z nim dwa inne utwory znane ze swoich studyjnych wykonań na płycie „Trying To Kiss The Sun”: „Tell Me Why” oraz „Home Again”, a ponadto kompozycja „3 Lights” (oryginalnie na albumie „World Through My Eyes”), a także koncertowa wersja pinkfloydowskiego klasyka „Let There Be More Light”. Na okładce nie ma podanych dat, kiedy zarejestrowano te koncertowe nagrania, ale sądząc po tym, że w dwóch z nich na perkusji grał jeszcze Phil Paul Rissettio, należy domniemywać, że pochodzą one sprzed wielu, wielu lat. Co można powiedzieć o tych koncertowych utworach? Ot, nagrania RPWL z oklaskami i tyle. Klasyk z repertuaru Pink Floyd jest jedynym naprawdę smakowitym kąskiem tej części tego wydawnictwa.
Część druga płyty „9” nazywa się „Works” i składa się ona z 4 premierowych nagrań studyjnych. Każde z nich napisane jest przez innego członka zespołu i zabieg ten ma demonstrować słuchaczowi indywidualny sposób podejścia do komponowania muzyki przez Kallego (gitary), Chrisa (bas), Manniego (perkusja) i Yogiego (wokal i syntezatory). I też nie ma tu wielkich rewelacji, ani jakiegoś większego zaskoczenia. No, może poza jednym utworem. Nagranie „Release Me” skomponowane przez najmłodszego stażem w RPWL perkusistę Manni Millera, to słodka piosenka utrzymana nieomal w stylu pop, kojarząca się z balladami The Alan Parsons Project. Ale co budzi największą uwagę, to debiut wokalny autora tej piosenki. Dodajmy: debiut bardzo udany. Wygląda na to, ze Yogiemu Langowi przybywa groźna konkurencja. Z kolei jego wkład do płyty „9” to polityczny protest song zatytułowany „’48”, dotyczący trudnych stosunków palestyńsko – żydowskich. Ciężki to temat, ale podany przez kompozytora i cały zespół w sposób nienachalny, utrzymany we właściwym dla RPWL melodyjnym klimacie. A głos Yogiego do złudzenia przypomina w tym utworze Davida Gilmoura. I to do tego stopnia, że początkowo myślałem, że wzorem Raya Wilsona zespół namówił solistę Pink Floyd do gościnnego udziału w tym nagraniu. Kompozycja „Someone Else” autorstwa Kalle Wallnera to najbardziej rockowy utwór w tym zestawie i raczej nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że jest on odrzutem z sesji nagraniowej wydanej na początku roku płyty „Mirror” solowego projektu Wallnera o nazwie Blind Ego. Ostatni premierowy utwór na płycie to dziesięciominutowy epik „Another Day”, pod którym podpisany jest basista Chris Postl. Przywołuje on atmosferę leniwie, acz konsekwentnie rozwijających się i prowadzących do epickiego punktu kulminacyjnego kompozycji znanych z wcześniejszych płyt RPWL. Jest w tym utworze coś z ducha muzyki Pink Floyd, a więc grupy, z którą RPWL porównywany jest od samego początku swojej działalności. Nie jest to jednak kompozycja dorównująca swą klasą pamiętnym utworom „Hole In The Sky”, „Everything Was Not Enough”, czy „World Through My Eyes”. Wręcz odwrotnie, wydaje mi się, że umieszczając ją na swoim fan clubowym krążku zespół potraktował ją jako swoiste alibi, mające świadczyć o tym, że RPWL trzyma rękę na pulsie i nie przesuwa się za daleko w stronę melodyjnego pop rocka.
Album „9” nie mówi całej prawdy o muzyce RPWL. Nie wnosi też on zbyt wiele do doskonale znanego już muzycznego wizerunku zespołu. Krążek ten jest więc raczej prezentem dla najzagorzalszych fanów, by umilić im czas oczekiwania na nowy studyjny album ich ulubieńców. Wszak od premiery doskonale wytrzymującej próbę czasu płyty „World Through My Eyes” miną już niedługo 3 lata i chyba nikt z oddanych sympatyków grupy RPWL nie odmówi sobie wysupłania kilku groszy (Euro!), by kupując ten krążek, przyczynić się do sfinansowania sesji nagraniowej, a w konsekwencji do przyśpieszenia w czasie premiery nowej płyty z całkowicie premierowym materiałem.