Polska to najlepszy kraj, w jakim można świętować muzyczne jubileusze. Tak właśnie uważają liderzy grupy Arena, Clive Nolan i Mick Pointer, którzy zadecydowali, by sfilmować jeden z polskich występów odbywających się w ramach jubileuszowej trasy koncertowej z okazji 20-lecia działalności ich zespołu. Jubileusz był powiązany z premierą nowej studyjnej płyty „The Unquiet Sky” (małoleksykonowa recenzja tutaj), a D-Day nastąpił 9 kwietnia ubiegłego roku w katowickim kinoteatrze „Rialto”.
Muzycy przedstawili na żywo prawie dwugodzinny set złożony z najważniejszych utworów z całego dorobku Areny. Zadbali o to, by każdy studyjny album (a jest ich w dorobku Areny już osiem) był reprezentowany przez co najmniej jedną kompozycję. Miało to o tyle dobre przełożenie na setlistę, że programu nie zdominowały nowe, nieznane jeszcze wszystkim widzom, nagrania (z „The Unquiet Sky” zespół wykonał tylko „The Demon Strikes”, „Traveller Beware”, „How Did It Come To This?” oraz kompozycję tytułową – raptem cztery spośród osiemnastu zaprezentowanych tego wieczora utworów), a zarazem była to doskonała okazja do usłyszenia na żywo kilku dawno, albo jeszcze nigdy, nieprezentowanych w wersji live, kompozycji. Największym chyba zaskoczeniem było wykonanie pamiętnej suity „Moviedrome” z płyty „Immortal?” (co zresztą spotkało się żywiołową reakcją publiczności: wyraźnie słychać rzucony z widowni okrzyk „jesteście zajebiści” tuż po zapowiedzi tego tytułu), a także dość liczna reprezentacja nagrań z albumu „The Visitor”. No i jeszcze, co wszystkich bardzo ucieszyło, to zagrany na sam koniec zasadniczej części kultowy już „Solomon” z pierwszego krążka Areny.
Jak ocenić ten jubileuszowy występ? Szczegółową relację dotyczącą ówczesnej formy zespołu zdał Marek Śmietański w swojej recenzji kwietniowego występu Areny (co prawda opisał on nie katowicki, a warszawski koncert, który odbył się dzień później, ale relacja ta w dość wierny sposób oddaje to, co działo się także na scenie „Rialto”).
Czytać, a widzieć to nie to samo, więc wszystkich nieobecnych na zeszłorocznych koncertach Areny zachęcam do nabycia wydanego właśnie na płycie DVD zapisu katowickiego występu. Jak zawsze w przypadku wydawnictw firmowanych przez Metal Mind Productions mamy do czynienia z doskonale sfilmowanym koncertem. Ogląda się go znakomicie, a oprócz samego koncertu w sekcji z dodatkami mamy jeszcze wywiady z Clivem i Mickiem, fotogalerię, dyskografię, a także tapety komputerowe. Dzięki temu, że wydarzenie miało miejsce w „Rialto”, nie mamy do czynienia z „syndromem powtarzalności ujęć”, za co często krytykowano liczne wydawnictwa MMP seryjnie rejestrowane w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego. Wprawdzie scena „Rialto” jest o wiele mniejsza i wyraźnie widać, że muzykom, a szczególnie żywiołowemu wokaliście Paulowi Manzi, jest na niej chwilami przyciasno, ale generalnie rzecz ujmując koncert należy zaliczyć do udanych.
Inną sprawą jest interakcja z publicznością. Jak na specjalny jubileuszowy koncert wypada ona dość marnie. I przyczyną tego nie jest bynajmniej stosunkowo młody stażem frontman (uważam Manziego za więcej niż dobrego wokalistę. Jednak jego głos w Arenie jakby ciut mi nie pasuje. Chyba lepiej brzmiałby on w zespole o zdecydowanie hardrockowym obliczu), a raczej nikła frekwencja. To o tyle zadziwiający i smutny fakt, że Arena znana jest w Polsce od początku swej działalności, koncertuje u nas od blisko 20 lat, a… frekwencyjnego szału jakoś nie widać. Nie można tej konstatacji zrzucić na fakt, iż dokładnie tego samego dnia w łódzkiej „Wytwórni” koncertowała Anathema, podbierając Arenie trochę publiczności. To raczej kwestia tego, że Nolan, Pointer i spółka od lat grają w sumie dość „przewidywalną” i wciąż „tę samą” muzykę. Może to także wynik częstych roszad personalnych w składzie (do Polski Arena przyjechała z nowym basistą, a wspomniany już Manzi to przecież wciąż jeszcze nowicjusz w zespole)? A może to kwestia swego rodzaju muzycznej wiarygodności? Publiczność doskonale czuje co dzieje się w zespole i wie, że Arena nie jest dla żadnego z członków grupy stałym, podstawowym i permanentnym, a już na pewno nie priorytetowym zajęciem. Panowie od dłuższego czasu skrzykują się tylko raz na jakiś czas (ostatnio coraz rzadziej), by nagrać płytę i spędzić kilka tygodni w trasie. A potem Mick Pointer wraca do swojego meblowego biznesu, Clive Nolan przenosi się do krainy swoich musicali, w której zatrudnia m.in. Kylana Amosa, John Mitchell dzieli swój czas pomiędzy It Bites, pracę w charakterze producenta i rozkręcaniem swojej kariery solowej (m.in. niedawny projekt Lonely Robot), a Paul wraca do swojej codziennej pracy za biurkiem i pod krawatem…
Oglądając katowicki koncert Areny jakoś mało widzę entuzjazmu po obu stronach sceny, za mało jest okolicznościowo-jubileuszowych fajerwerków i naturalnej spontaniczności (nawet chóralny zaśpiew w zagranym na bis „Crying For Help 7” wypada wyjątkowo blado) i tak zastanawiam się jakie będą losy tej, co by nie mówić, zasłużonej dla neoprogresu grupy? Ile jeszcze przed nimi koncertów? Ile jubileuszy?...
Pamiętam pierwszy, a właściwie drugi (bo pierwszy odbył się dzień wcześniej w warszawskiej Stodole) koncert Areny w Polsce: sobota, 5 października 1996 roku, kinoteatr „Związkowiec” (obecnie Teatr Variete) w Krakowie. Występ filmowany był w ramach sponsoringu przez Polską Telewizję Kablową S.A, a potem od czasu do czasu emitowany był w kablowym paśmie muzycznym. Nie wiem czy to kwestia upływającego czasu, zmieniających się mód i trendów, ilości siwych włosów na głowie, ale wydaje mi się, że wtedy jakoś więcej w tym wszystkim było magii…