Co zespół tej klasy, co IQ może zrobić po nagraniu iście klasycznego albumu („Subterranea”, 1999)? Zrealizować wspaniały show i wydać go na kasecie wideo oraz podwójnej płycie („Subterranea: The Concert”, 2000). A co dalej? Nagrać kolejny, jeszcze lepszy album studyjny. No właśnie, ten wymarzony scenariusz zrealizowany został bezbłędnie za wyjątkiem tego ostatniego elementu. Niestety, „The Seventh House” jest krokiem wstecz w porównaniu z ostatnimi dokonaniami IQ. Nie, nie jest album do końca zły i nie udany. Ale brakuje na nim tej swoistej magii, muzycznej potęgi, a przede wszystkim ładnych, wpadających w ucho melodii. Nie można też nic zarzucić technicznej stronie wykonania tej muzyki. Instrumentaliści spisują się tu, jak zawsze wspaniaale. Częste zmiany rytmu, powracające tematy i monumentalne kompozycje nadal pozostają wyróżnikiem IQ. Ale chwilami wydaje się, że jest to swoista sztuka dla sztuki, że członkowie IQ grają tak, bo tak trzeba grać, by utrzymać się w pierwszej lidze progresywnego rocka. Brakuje tu serca, innowacyjności, nowych pomysłów i elementu zaskoczenia. Słuchając tej płyty mamy wrażenie, że wszystko już wcześniej było, że w przeszłości słyszeliśmy już to wielokrotnie. No, ale dość czepiania się. Spójrzmy na dobre strony tego wydawnictwa. Weźmy utwór tytułowy. To kwadrans wspaniałego muzycznego misterium, rozpoczynającego się bardzo delikatnie i akustycznie, następnie wspaniale rozwijajacego się z minuty na minutę, by osiągnąć fantastyczny punkt kulminacyjny w długim epickim finale. Weźmy też zamykającą nowy album IQ kompozycję „Guiding Light”. Tu imponuje szczególnie dynamiczna i podniosła środkowa część utworu. Ta kilkuminutowa instrumentalna improwizacja przywodzi na myśl riffy i zmiany tempa typowe dla Rush i Dream Theater. Weźmy...No tak, właściwie na tym kończą się wyróżnienia. Reszta to takie typowe dla IQ granie. I chociaż okładka razi soczystymi kolorami, to muzyka często jest mdła i zbyt łatwo przewidywalna. W dodatku klawiszowiec Martin Orford jakby usunął się w cień i mało tu jego charakterystycznych dla IQ popisów. Trochę szkoda, bo pomimo tego, że „The Seventh House” nie jest płytą złą, to wydaje się być najsłabszą (najnudniejszą) pozycją w dyskografii IQ od co najmniej 10 lat.
IQ - The Seventh House
, Artur Chachlowski