Santana - IV

Artur Chachlowski

Image15 kwietnia 2016 roku to bardzo ważna data w terminarzu każdego szanującego się fana muzyki. Tego dnia miała premierę płyta „Santana IV", czyli pierwszy od 45-ciu lat projekt muzyków znanych jako grupa o nazwie Santana.

Absolutna legenda gitary - Carlos Santana, a oprócz niego: Gregg Rolis - klawisze, wokal, Neal Schon - gitara, Michael Carabello - instrumenty perkusyjne oraz bębniarz Michael Schrieve po raz ostatni uraczyli świat wspólnymi nagraniami w 1971 roku – wtedy to ukazał się multiplatynowy klasyk - "Santana III". Album "Santana IV" zawiera kilkanaście zupełnie nowych kompozycji napisanych w taki sam sposób i charakteryzujących się tą samą energią jak w czasach świetności zespołu, kiedy to panowie byli muzycznymi pionierami i bardzo rozpoznawalną marką w świecie muzyki. Co ciekawe, do klasycznego składu zespołu Santana na płycie „IV” dołączyli muzycy, którzy od kilku lat towarzyszą liderowi zespołu: Karl Perazzo (instrumenty perkusyjne), Benny Rietveld (bass) oraz wokalista Ronald Isley, którego słyszymy w dwóch utworach.

Idea ponownej współpracy narodziła się w głowie Neala Schona już kilka lat temu, kiedy to zaproponował Carlosowi Santanie ponowne spotkanie w studiu nagraniowym. Santana od razu podchwycił pomysł, ale doszedł do wniosku, że najlepiej byłoby zorganizować coś na kształt reunionu klasycznego składu. Cały zespół zaczął pracować razem w 2013 roku, a na przełomie 2014/2015 zdecydowana większość kompozycji była już gotowa. Dodajmy, że w tych nowych popisowych utworach znajdują się wszystkie elementy charakterystyczne dla muzyki Santany: afrykańskie i latynoskie rytmy, przejmujące wokale, elektryzująco bluesowo-psychodeliczne solówki gitarowe, niesamowita praca perkusji i przede wszystkim liczne urzekające, chwytliwe melodie, które z pewnością na długo pozostaną w pamięci słuchacza.

Neil Schon nie kryje swojego entuzjazmu, jeśli chodzi o nowe utwory: „Wydaje mi się, że dziś rozumiemy się z Carlosem jeszcze lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Napędzamy się niesamowicie podczas wspólnego grania - wychodzą nam spod palców rzeczy bardzo agresywne, ale i melodyjne, w pewien sposób poetyckie. Prowadzimy bardzo klimatyczny dialog gitarowy". 

Już pierwszy singiel z albumu, utwór "Anywhere You Want To Go", opublikowany dwa miesiące temu, brzmi tak dobrze, że powszechnie mówi się, że będzie to kolejny prawdziwy klasyk w repertuarze Santany. Warto zwrócić też uwagę na okładkę wydawnictwa. Wszyscy fani doskonale kojarzą obrazek z debiutu Santany z 1969 roku - ryczący lew powraca po latach na "Santana IV" w lekko zmodyfikowanej wersji i, co ważne, doskonale koresponduje z zadziorną i wyrazistą zawartością muzyczną płyty.

Płyta "Santana IV" zawiera 16 kompozycji (ponad 75 minut muzyki!). Bardzo różnorodnych, a więc zarówno takich, jakich spodziewalibyśmy się po Santanie, szczególnie w oparciu o jego ostatnie, wydane na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat przebojowe płyty, ale też bardzo zaskakujących i niespodziewanych. Takich, które nie mają nic wspólnego z piosenkowymi hitami, z którymi często kojarzony jest Carlos Santana, szczególnie przez tak zwaną mainstreamową publiczność. Weźmy na przykład fantastyczny utwór „Fillmore East”, który wydaje się jedną wielką muzyczną improwizacją, niepodobną do tego, co do tej pory z reguły grał Santana. Ale jakże wspaniale brzmiącą i jakże przy tym inspirującą. Podobać może się utwór „Blues Magic”, który idealnie wpisuje się w stylistykę naznaczoną twórczością Gary Moore’a. Z kolei „Suenos” można śmiało nazwać „ciągiem dalszym „Samby Pa Ti””. Równie przekonywująco i przyjemnie prezentuje się inny instrumental – „You And I”. Dla sympatyków bardziej tradycyjnie Santanowych dźwięków też jest tu sporo atrakcji. Weźmy takie nagrania, jak „Yambu”, „Echizo", "Come As You Are”, „Freedom In Your Mind” czy pełne funkrockowo-soulowego szaleństwa „Love Makes The World Go Round". Albo „Leave Me Alone”. Toż to cały Santana w najlepszym wydaniu i to w dodatku w naprawdę rewelacyjnej formie. I jeszcze dobry rockowy numer „Shake It”. I jeszcze „Caminando”… Można by tak wymieniać bez końca.

Przypomniał mi się czytany przeze mnie niedawno wywiad z Philem Collinsem, w którym opowiadał on o swoim wkładzie w utwory grupy Genesis. Zdradził na przykład, że pamiętna kompozycja „Los Endos” wzięła się ustawicznego słuchania przez niego w tamtym czasie utworu „Promise Of A Fisherman” z płyty Santany pt. „Barboletta”. Jestem pewien, że materiał na albumie „Santana IV” także zainspiruje niejednego artystę. Zresztą jest to tak dobra płyta, która – wiem to na pewno – jeszcze przed dniem swojej sklepowej premiery stanie się muzycznym wydarzeniem samym w sobie, a już na pewno jednym z najważniejszych albumów 2016 roku.

Album "Santana IV" ukazał się w Polsce 15 kwietnia dzięki Mystic Production.
MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok