Muzyka rosyjskiego duetu Iamthemorning, który tworzą wokalistka Marjana Semkina oraz pianista Gleb Kolyadin, zawitała w Małym Leksykonie przy okazji premiery drugiej pełnowymiarowej płyty, zatytułowanej „Belighted”. Przed kilkoma dniami, po niespełna półtora roku, na rynku pojawiła się następna studyjna propozycja formacji - „Lighthouse”.
Próba wejścia klasycznie wykształconych muzyków, obdarzonych skłonnością do czerpania tak z muzyki poważnej, jak i folku, w świat współczesnego prog-rocka, na „Belighted” przyniosła interesujący efekt i wzbudziła nadzieje na ciekawy rozwój dalszej kariery duetu. Właśnie wydana płyta owych nadziei nie tylko nie zawodzi, ale i spełnia je z nawiązką. W nowym, bogatszym o „Lighthouse” kontekście można by stwierdzić, że świat muzycznej wyobraźni Iamthemorning, w ciekawy sposób łączący tradycję ze współczesnością, do tej pory obserwować można było jedynie przez uchylone drzwi. Wraz z trzecim albumem Semkina i Kolyadin zdają się te drzwi otwierać na oścież, udowadniając, że ich kreatywność ma o wiele szersze granice, aniżeli można by przypuszczać.
Muzyczna tożsamość duetu, tkwiąca w muzyce klasycznej i folku, penetrację prog-rockowych terytoriów na poprzedniej płycie podjęła w oparciu o łatwo dostrzegalne inspiracje muzyką Porcupine Tree. Tym razem, jakby na przekór temu, że do gościnnie wspomagającego już wcześniej Rosjan perkusisty Gavina Harrisona dołączył „jeżozwierzowy” basista Colin Edwin, skojarzenia nie mogą być już tak oczywiste. Duetu pomysł na muzykę teraz począł już wykraczać poza jednoznaczne wytyczne; „pierwotne” wpływy muzyki klasycznej oraz folkowe inklinacje eksponowane tu i ówdzie w liniach melodycznych wokalistki, nie boją się nie tylko konfrontacji z tradycyjnymi art-rockowymi zamysłami, ale nawet i jazzem. To otwarcie i swoboda w korzystaniu z różnych wpływów (bo trzeba przyznać, że wszystko wypada bardzo spójnie i rzetelnie), jak również i godna podziwu wrażliwość aranżacyjna sprawiają, że album, jako jednorodna muzyczna opowieść brzmi konsekwentnie i wciągająco od pierwszej do ostatniej nuty.
Nie tylko jednak jako taka właśnie „muzyczna opowieść” „Lighthouse” sprawdza się znakomicie - płyta brzmi rewelacyjnie grana od początku do końca, ale i każda kompozycja wyselekcjonowana z kontekstu albumu jako całości ma równe szanse, by mocno zapaść w pamięć - czego do tej pory nie można było z pełnym przekonaniem powiedzieć o poszczególnych utworach duetu. Nowe dzieło Iamthemorning nie tylko pieczętuje dobre wrażenie, jakie pozostało po poprzednim studyjnym albumie, ale i stanowi efektowne świadectwo, że muzyka formacji z płyty na płytę szlachetnieje i porywa coraz bardziej. A jeśliby dodać, że w kulminacyjnym, przepięknie nostalgicznym momencie albumu pojawia się głos Mariusza Dudy, to więcej rekomendacji już chyba nie będzie trzeba szukać.