Ampledeed - BYOB

Artur Chachlowski

Image„BYOB” to tytuł nowego, drugiego po wydanej w 2013 roku płycie „A Is For Ampledeed”, albumu kalifornijskiej formacji o nazwie Ampledeed. Można go rozwinąć, jako „Bring Your Own Booze”, co w sympatycznym tłumaczeniu oznacza „Przynieś własną gorzałę”. I choć płyta nie dotyka, a przynajmniej nie wprost, zgubnych skutków alkoholizmu, to jest to album niezwykle trudny do zrecenzowania. Dlaczego? Ano z takiego powodu, że zawiera trudną do zaszufladkowania i do zdefiniowania muzykę i choć w swojej trackliście zawiera 11 jednoznacznie wyróżnionych oddzielnymi indeksami utworów, to granice między nimi są dość płynne. Obiektywnie rzecz ujmując, płyty „BYOB” najlepiej słucha się jako jednej trwającej prawie godzinę całości. Pod takim wszakże warunkiem, że skutecznie wytrwa się do jej końca.

Złożone i niekiedy bardzo zawiłe struktury poszczególnych utworów, udział co najmniej sześciu śpiewających osób, liczne jazzrockowe wtręty, awangardowe naleciałości, plątanina różnych stylów, które można wyłapać w ramach danej kompozycji – wszystko to czyni ten album trudnym do słuchania i niełatwym do ogarnięcia, przynajmniej przy pierwszym, a nawet drugim i trzecim podejściu. Równocześnie „BYOB” ma w sobie to „coś”, co intryguje, przyciąga jak magnes i prowokuje do kolejnych przesłuchań, co niewątpliwie sprzyja lepszemu poznaniu muzyki Ampledeed i wyrobieniu sobie właściwego zdania o tej płycie. Ale i tak po wielokrotnym wysłuchaniu tego albumu, a słucham go od ponad miesiąca, wcale nie mam pewności, że udało mi się na tyle ogarnąć wypełniającą go muzykę, że już wszystko o niej wiem. W każdym razie w chwili gdy piszę te słowa, wydaje mi się, że jeżeli już musiałbym przykleić jakąś etykietkę tej muzyce, to propozycje grupy Ampledeed nazwałbym utworami z kręgu muzyki fusion z wyraźnymi wpływami sceny Canterbury. Cała płyta „BYOB” to eklektyczna mieszanka, która przenosi słuchacza od jednego gatunku do drugiego, zadziwia swoimi meandrami i niespodzianymi zakrętasami, raz po raz czyniąc zaskakujące stylistyczne wolty, wodząc słuchacza za nos, a przy tym kusząc go i czarując swoimi nieoczywistymi rozwiązaniami.

Grupę Ampledeed tworzą: Max Taylor (instrumenty klawiszowe, gitara basowa), Luis Flores (gitary) i znany z formacji The Source (pamiętacie wydane przed laty i recenzowane na łamach MLWZ płyty „All Along This Island” i „Pricky Pear”?) Aaron Goldich (instrumenty klawiszowe). Wszyscy śpiewają i raz po raz zmieniają się miejscami, przejmując od siebie, niczym pałeczkę w sztafecie, główne linie melodyczne. Mało tego, pośród gościnnie występujących na „BYOB” muzyków znajdujemy m.in. śpiewającego perkusistę Isaaca Wattsa oraz dwie śpiewające panie (Allie Taylor i Lisa Vitale), które również udzielają się jako wiodące wokalistki.

Nie wiem czy niniejszym tekstem skutecznie nie zniechęciłem do sięgnięcia po najnowszy album grupy Ampledeed. Jeżeli tak, to przepraszam, nie taka była moja intencja. Jeśli zaś nie, to polecam wizytę na stronie internetowej zespołu http://ampledeed.com – tam chyba najłatwiej o ten krążek. Informuję po raz kolejny: nie jest to łatwa w odbiorze i szybko przyswajalna muzyka. Ale jeżeli trafi na dobry grunt, przyniesie mnóstwo radości przy słuchaniu.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!