Huis - Neither In Heaven

Artur Chachlowski

Image1 maja ukazuje się drugi album kanadyjskiej formacji Huis. Jest to następca bardzo ciepło przyjętej płyty „Despite Guardian Angels” z 2014 roku, o której swego czasu pisaliśmy na łamach MLWZ.PL (tutaj) w bardzo pochlebnych słowach. Nowy krążek zatytułowany „Neither In Heaven” nie przynosi większych niespodzianek, ale wydaje się być jeszcze lepszy, jeszcze bardziej przemyślany i jeszcze bardziej dojrzały od poprzednika. Jednym słowem, „Neither In Heaven” jest kolejnym krokiem do przodu tej kanadyjskiej grupy, która specjalizuje się w graniu dobrego, neoprogresywnego rocka. Myślę, że zwolennicy twórczości zespołów IQ, Abel Ganz, Arena czy Mystery powinni być bardzo zadowoleni po jej wysłuchaniu.

Czy ktoś tu wspominał o grupie Mystery? No właśnie, na gitarze w Huis gra Michel St. Pere, który jest głównym kompozytorem i gitarzystą w tym ostatnio bardzo popularnym zespole (wydana w ubiegłym roku płyta Mystery pt. „Delusion Rain” spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem zarówno fanów, jak i krytyków). W Huis St.Pere sprowadza się wprawdzie do roli odtwórczej, ale i tak jak już weźmie on sprawy (czytaj: gitarę) w swoje ręce, to od razu wynosi muzykę zespołu na najwyższy z możliwych pułapów. Jego fantastycznie brzmiących solówek z gatunku takich, co „unoszą sufit w górę” znajdziemy na płycie „Neither In Heaven” całe mnóstwo. Oprócz niego w zespole Huis grają: na gitarze basowej Michael Joncas, na perkusji William Régnier, na instrumentach klawiszowych Johnny Maz oraz Sylvain Descoteaux, który śpiewa i obsługuje syntezatory.

Wśród zaproszonych gości znajdujemy aż trzech pianistów: Nathana Vanheuverzwijna, Benoit Dupuisa oraz… Gerbena Klazingę z holenderskiej grupy Knight Area. Ta personalna siła muzyków obsługujących instrumenty klawiszowe (naliczyłem się w sumie aż pięciu keyboardzistów) daje nam obraz tego jaka to jest płyta: mocno zdominowana przez bogate syntezatorowe brzmienia, pełna lirycznych dźwięków fortepianu, nasycona klawiszowymi pejzażami, które stają się idealnym tłem pod szybko wpadające w ucho wokalne melodie oraz porywające partie gitar (St. Pere rules!).

Album otwiera krótkie instrumentalne intro „Neither In Heaven”, z którego wyłania się pierwszy z dwóch kilkunastominutowych epików – „Synesthesia”. To od razu strzał z grubej rury: jest to naprawdę kawał świetnej, chwilami wręcz porywającej neoprogresywnej muzyki. Huis wita się tą kompozycją ze słuchaczami, od razu stawia bardzo wysoko poprzeczkę i informuje, że jeńców nie bierze. Ten znakomity utwór brzmi bardzo przekonywująco i stanowi prawdziwą wizytówkę najnowszego oblicza Huis. Następnie mamy instrumentalny utwór „Insane”, w którym zespół ani na moment nie zwalnia tempa i zaskakująco przybliża się do swoich starszych rodaków z grupy Rush (kłania się kompozycja „YYZ”). Kolejne nagranie to „Even Angels Sometimes Fall”. Chyba najmniej przekonywujące ze wszystkich utworów na płycie, choć obiektywnie rzecz ujmując, to całkiem zgrabna piosenka, której tak naprawdę nic nie brakuje. No, może odrobiny drapieżnego rockowego pazura. Zaraz po niej następuje krótkie, a przy tym urokliwe nagranie „Entering The Gallery”. „The Man On The Hill” - to tytuł kolejnej, dobrej, świetnie skonstruowanej kompozycji, w której Huis brzmi prawie jak Arena na swoich ostatnich płytach, a sposób wokalnej ekspresji Descoteaux przypomina, i to bardzo, Paula Manziego. „The Red Gypsy” to kolejny piękny fragment tego albumu ze wspaniałym gitarowym brzmieniem flamenco (czy mówiłem już, że Michel St. Pere znajduje się w życiowej formie?) i piękną, liryczną melodią zaśpiewaną przez Descoteaux. „Memories” to blisko 9 minut gry na najwyższym poziomie z wybornymi partiami i solówkami zagranymi na syntezatorach (Klazinga!!!), co czyni ten numer jednym z najwspanialszych fragmentów całego albumu. „I Held” to drugi instrumental w tym zestawie i stanowi on wstęp do finałowej, a przy tym znowu porywającej, epickiej kompozycji „Nor On Earth”. To tutaj okazuje się, że Huis prezentuje się niczym odważny beniaminek w pierwszej lidze neoprogresywnego rocka. W kompozycji tej cały zespół świetnie funkcjonuje, patos miesza się tu z liryką, a w finale, w formie instrumentalnego outro, powraca temat znany z samego początku albumu.

To bardzo efektownie brzmiąca to płyta, którą polecam szczególnie tym wszystkim, których urzekł ubiegłoroczny krążek grupy Mystery.

www.unicorndigital.net
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!