Nagrania ukończyli w lutym, a na ostatni weekend maja zapowiadają premierę swojego nowego wydawnictwa zatytułowanego „Falling Satellites”. Tym samym przerywają kilkuletni okres milczenia (ostatni studyjny album, „Experiments In Mass Appeal”, ukazał się w 2008 roku i był to ich drugi krążek, po doskonale przyjętym debiucie z 2006 roku „Milliontown”). O kim mówię? O brytyjskiej efemerycznej formacji Frost, która działa pod kierunkiem Jema Godfreya. Oprócz lidera, obecnie w jej składzie mamy same doskonale znane postaci: gitarzystę i wokalistę (śpiewa on m.in. w utworze „Signs”) Johna Mitchella (Lonely Robot, It Bites, Arena), basistę Nathan Kinga (ex – Level 42) oraz perkusistę Craiga Blundella (ostatnio grupa Pendragon oraz koncertowy zespół Stevena Wilsona, z którym zresztą niedawno występował w naszym kraju). Na chwilę gościnnie pojawia się w tym gronie nie kto inny, a słynny gitarzysta Joe Satriani. To znak, że grupa Frost oraz tworzący ją muzycy z Jemem Godfreyem na czele zyskała sobie już sporą renomę w świecie muzyki rockowej.
Jak Godfrey wyjaśnia tajemnicę zatrudnienia na „Falling Satellites” słynnego gitarzysty? „Kilka lat temu nagrywałem gościnnie solo na album „The Underfall Yard” grupy Big Big Train. Na płycie tej innym gościem był Dave Gregory z XTC, który z kolei znał Mike’a Keneally, który poszukiwał zastępstwa w zespole towarzyszącym na brytyjskich koncertach Joe Satrianiemu. Skończyło się tym, że zagrałem zarówno dla Joe, jak i dla Steve’a Vai w ich całym G3 European Tour w 2012 roku. Tak to już w życiu bywa: zaledwie krok dzieli cię od małego, niewinnego solo dla Big Big Train do wielkiego koncertowego przedsięwzięcia z Satrianim w roli głównej, który nie wahał się ani przez moment, gdy tylko poprosiłem go o nagranie kilku dźwięków na nową płytę mojego zespołu”.
Na płycie „Falling Satellites” znajdujemy jedenaście premierowych utworów, z których sześć tworzy ponad półgodzinną suitę „Sunlight”. I stanowi ona nie tylko centralną, ale i najbardziej okazałą część albumu. Szczególnie mogą się podobać jej dwa elementy: „Heartstrings” i „The Raging Against The Dying Of The Light Blues In 7/8”. To zresztą najbardziej „rockowo” brzmiące fragmenty „Falling Satellites”. Inny temat suity, „Nice Day For It…” to spektakularny popis syntezatorowej gry Godfreya, który po trosze przypomina mi szaloną jazdę na instrumentach klawiszowych w wykonaniu Tony’ego Banksa w finale pamiętnej płyty „Duke” Genesis. Inne fragmenty suity, jak zresztą i całej płyty, to utwory mocno przesiąknięte elektroniką. Godfrey gra w nich na stosunkowo mało popularnym jeszcze instrumencie o nazwie Chapman Railboard. To swoiste unowocześnienie Chapman Sticka, w którym części drewniane zastąpiono aluminium i można grać na nim poziomo, jak na klawiaturze. Godfrey gra także, a może przede wszystkim, na pokaźnej baterii swoich syntezatorów i wykorzystuje je niekiedy aż do ekstremum (jak w utworach „Towerblock” i „Numbers”), co niekoniecznie wychodzi tej płycie na dobre. Obsługuje też gitary, ale akurat instrument ten, poza ledwie kilkoma momentami, znajduje się na tym krążku w zdecydowanym odwrocie. A szkoda.
„Falling Satellites” to zaskakujący, trochę inny od dwóch poprzednich, album grupy Frost. Dużo na nim zaskakujących dźwięków, dużo niespodziewanych pomysłów, dużo elektroniki. Moim zdaniem za dużo.