Anneke van Giersbergen to artystka niesłychanie aktywna. Jej nazwisko regularnie pojawia się zarówno na okładkach solowych produkcji, jak i projektów współtworzonych z zaprzyjaźnionymi muzykami, czy albumów z jej udziałem w roli gościa. Równie godna podziwu jest i częstotliwość występów wokalistki w rozmaitych odsłonach i w różnym towarzystwie. O ile jednak sama Anneke zdaje się spełniać w tym, co robi, czego najlepszym dowodem są za każdym razem pełne obopólnego entuzjazmu występy przed publicznością, o tyle ciężko oprzeć się wrażeniu, że od dobrych paru lat wokalistce trudno zbliżyć się do rzeczywistych, wymiernych sukcesów artystycznych. Solowa kariera, początkowo rozwijająca się obiecująco, utknęła na mieliźnie prozaicznego pop-rocka. Ubiegłoroczny powrót do współpracy z Arjenem Lucassenem, tym razem pod szyldem The Gentle Storm, właściwie przeszedł bez echa. I kiedy wydawało się, że wyjątkowy głos Anneke van Giersbergen w pełni urzekać będzie już jedynie w warunkach koncertowych, pojawiła się płyta atrakcyjniejsza niż wszystko, co artystka wydała przez ostatnią dekadę, a nawet jedna z najpiękniejszych płyt w jej dorobku.
Album, o którym mowa, zatytułowany „Verloren Verleden”, powstał jako efekt studyjnej współpracy z islandzką grupą Árstíðir – muzykami zafascynowanymi folkiem i muzyką klasyczną, posiadającymi niezwykłe zdolności interpretacyjne i wszechstronny warsztat instrumentalno-wokalny. I chociaż znajomość Holenderki z Islandczykami sięga kilka lat wstecz, artyści bowiem mieli okazję grać na jednej scenie już w 2013 roku jako goście specjalni na akustycznej trasie Pain Of Salvation (czego świadkami mogliśmy być w Krakowie i w Warszawie), to jednak dopiero po czasie zaowocowała ona pamiątką w postaci studyjnej płyty.
Choć Anneke van Giersbergen znana jest z bogatego gatunkowo spectrum inspiracji, to nie ulega wątpliwości, że rolę, nazwijmy to - kierownictwa artystycznego na „Verloren Verleden” przejął Árstíðir, zamieszczając na albumie wyszukany zestaw interpretacji odzwierciedlających estetyczne tendencje obecne w dorobku Islandczyków. Zdecydowaną większość materiału stanowią tu bowiem adaptacje klasycznych i tradycyjnych muzycznych tematów, pochodzących tak ze świata muzyki poważnej, jak i świata piosenki pierwszej połowy XX wieku. Tak zatem obok siebie znalazły się tu takie wątki, jak choćby „Pieśń Solvejgi” z „Peer Gynta”, kołysanka Irvinga Berlina, wzruszającą pawana Gabriela Fauré czy islandzki hymn. Wszystko spięto w wysmakowany sposób klamrą kameralnej oprawy instrumentalnej (instrumenty smyczkowe/gitara klasyczna/fortepian, a także znakomite męskie wokalizy) oraz, rzecz jasna, znakomitą prezentacją wokalną w wykonaniu Anneke van Giersbergen.
I choć wiele dobrego można by powiedzieć o aranżacji i interpretacji instrumentalnej wykoncypowanej przez skrzypka Karla Jamesa Pestkę, to właśnie Anneke całkiem zasłużenie skupia na sobie całą uwagę. Już sam fakt, że artystka podjęła trud zaśpiewania materiału przy operowaniu czterema językami (angielskim, francuskim, niemieckim i islandzkim) wskazuje na drobiazgowość, z jaką podeszła do wykonania swojej wokalnej pracy. Natomiast jeśli chodzi o kwestie czysto wykonawcze, materiał z „Verloren Verleden” stworzył wokalistce niespotykane dotąd pole do popisu. Zdaje się, że na żadnym z dotychczasowych albumów Anneke van Giersbergen nie zaprezentowała swoich możliwości w tak wszechstronny sposób, a przy okazji nigdy dotąd obcowanie z jej głosem nie mogło mieć tak sensualnego, intymnego wymiaru. Bez końca można słuchać, jak z ogromną klasą i finezją podróżuje po własnej skali, śpiewne, delikatne melodie („Het Dorp”) wymieniając z niemal sakralnymi harmoniami („Heyr Himna Smiður”); z dyskretnie uwodzicielskiego półszeptu („Londonderry Air (Danny Boy)”) przechodząc w barokową sopranową tyradę („Heyr Himna Smiður”).
Ponadczasowość repertuaru, który znalazł się w programie „Verloren Verleden” stanowi niemal z urzędu ogromną zaletę albumu. Dzięki współpracy Islandczyków z Árstíðir i potwierdzającej swój ogromny talent Anneke van Giersbergen wyselekcjonowane kompozycje osiągnęły pełen finezji, niebywale piękny charakter, razem stając się zjawiskową całością. Przyswajając tę doprawdy niemal perfekcyjną płytę warto zdawać sobie jednak sprawę, że jej kameralna, intymna natura nie uzna każdej okoliczności odbioru. To płyta wyjątkowa, na wyjątkowe okazje.