27 maja jest dniem premiery debiutanckiego albumu „Science Agrees” bardzo interesującego projektu o nazwie D.A.R.K., w skład którego nie wchodzą jednak debiutanci. Dolores O’Riordan (The Cranberries), basista Andy Rourke (grający między innymi w The Smiths, The Pretenders oraz z Sinead O’Connor) oraz Ole Koretsky (młody, mało jeszcze znany, ale niesamowicie uzdolniony producent i DJ mieszkający w Nowym Jorku) postanowili połączyć siły w jednym zespole, po tym jak doszli do wniosku, że pasują do siebie zarówno pod względem muzycznym jak i osobowościowym. Wszystko zaczęło się w 2009 roku od wspólnych kompozycji Rourke’a i Koretsky’ego, a niedługo potem do obu panów dołączyła Dolores. Praca nad wspólnym materiałem nabrała wtedy tempa i teraz mamy nareszcie okazję przekonać się o jej efektach. Od razu powiem, że nie jest źle. „Science Agrees” to dobry pop. A nawet synth pop. A może i synth pop z domieszką disco. Ale podkreślmy, jest to bardzo dobry synth pop z domieszką disco.
Jak twierdzą poszczególni członkowie D.A.R.K., ich projekt jest swojego rodzaju hołdem złożonym muzyce elektronicznej oraz new wave, a na „Science Agrees” słychać zarówno wpływy twórczości Angelo Badalamentiego (w „The Moon”), jak i Depeche Mode, The Cure, Davida Bowiego, R.E.M. oraz Pet Shop Boys i New Order (o czym dobitnie świadczy otwierający płytę singlowy utwór „Curvy”). Są tu też łatwo rozpoznawalne odniesienia do producenckiego kunsztu Briana Eno. Nie brakuje także elementów związanych ze sceną post-punk, disco a nawet z nowoczesnym hip hopem. Mroczne osobowości twórców albumu „Science Agrees” znalazły odzwierciedlenie w tekstach na albumie. Traktują one bowiem o samotności i izolacji, o uzależnieniu od narkotyków, śmierci, utracie wiary, ale także o szukaniu nadziei i światła nawet w najmroczniejszych sytuacjach.
I choć muzyka, którą słyszymy na płycie „Science Agrees” ma przede wszystkim walory użytkowe (czytaj: ma ogromy potencjał, by królować w dyskotekach w trakcie tegorocznych wakacji), to Dolores posiada tak fajny i charakterystyczny głos, że wcale nikomu nie powinno to przeszkadzać. Inna sprawa, że jej śpiew często prowadzony jest w duecie z Ole, co sprawia, że nie zawsze występuje ona na tej płycie w roli głównej, a tym samym nie mamy do czynienia z zespołem „The Cranberries bis” i powieleniem jego formuły.
Dlatego ważna uwaga dla ortodoksyjnych fanów talentu Dolores: D.A.R.K. nie jest ciągiem dalszym życia grupy The Cranberries. To zupełnie inna szufladka stylistyczna. Inna, ale równie interesująca. Sam, jako bardzo sporadyczny odbiorca tego rodzaju muzyki, dziwię się, że od tej płyty nie mogę się ostatnio uwolnić. Ma ona w sobie coś elektryzującego, coś co przyciąga niczym magnes. Czyżby czas beztroskich wakacji zbliżał się już milowym krokiem?