Można powiedzieć: wreszcie się doczekaliśmy. Już w tym miesiącu (17 czerwca w Loreley Freilichtbühne, 18 czerwca na festiwalu w Bietigheim-Bissingen oraz 25 czerwca w Birmingham) Ritchie Blackmore powróci na rockową scenę wraz ze swoją słynną grupą Rainbow. „Robię to dla fanów, z nostalgii oraz dlatego, że wokalista, którego znalazłem (Chilijczyk Ronnie Romero – przyp. ACh) jest bardzo elektryzujący – brzmi on jakby Dio spotkał Freddy’ego Mercury’ego” – powiedział niedawno Ritchie, czym ucieszył tysiące, a nawet miliony swoich fanów. Ci, którzy odeszli od kas biletowych z kwitkiem będą musieli cierpliwie czekać na wydanie koncertowej płyty, bo jak znam życie, na pewno zapis zbliżających się koncertów Rainbow ukaże się na pamiątkowym albumie DVD. Tymczasem zaś, na kilka dni przez koncertowym powrotem zespołu, wytwórnia Cleopatra Records wypuściła na rynek wydawnictwo zarejestrowane w bostońskim Orpheum Theater, gdzie przed 35 laty (6 i 7 maja 1981r.) grupa Rainbow dała jedne ze swoich ostatnich z koncertów w USA.
Żeby dobrze umiejscowić to wydarzenie w czasie, trzeba przypomnieć, że niedługo wcześniej ukazał się bardzo dobrze przyjęty studyjny album „Difficult To Cure”, a w składzie Rainbow, oprócz Blackmore’a, znajdowali się wtedy: Don Airey (k), Roger Glover (bg), Joe Lynn Turner (v) i Bobby Rondinelli (dr). W takim personalnym zestawieniu muzycy zaprezentowali niezwykle energetyczny show, którego program zdominowały kompozycje z tamtej płyty: „Spotlight Kid”, „I Surrender”, „Can’t Happen Here” i pamiętny „Difficult To Cure”, będący rockową parafrazą IX Symfonii Beethovena. Ale nie tylko. Ze sceny pobrzmiewają też znane z kultowej płyty „Down To Earth” rewelacyjnie brzmiące kawałki „Love’s No Friend” i „Lost In Hollywood”, niezapomniane ponadczasowe hity: „Man On The Silver Mountain”, „Catch The Rainbow” (przedstawiony na bostońskich koncertach w trwającej blisko kwadrans wersji), a także legendarny „Long Live Rock N’Roll”. Mało tego, w finale koncertu Ritchie Blackmore i spółka przedstawili prawdziwe créme de la créme: purpurowy klasyk „Smoke On The Water’ z wplecionymi weń motywami z „Lazy” i „Woman From Tokyo”. Podobno rzadko który koncert Rainbow w tamtym czasie kończył się w taki właśnie sposób. Dlatego „Boston 1981” to wyjątkowa płyta. Stanowi ona wspaniałą pamiątkę i zatrzymaną w czasie migawkę ze szczytowego okresu działalności tego legendarnego zespołu. A także jest wspaniałą zapowiedzią tego, czego za kilka dni doświadczą tysiące szczęśliwców, którzy będą mieli okazję zobaczyć te grupę na żywo. I choć dzisiaj Rainbow to już całkowicie inny zespół, inny jest jego skład, ale muzyka - wciąż ta sama. No i sam Ritchie Blackmore – po wielu latach przerwy zamieni rajtuzy i miękkie pantofle na skórzane ciuchy i glany. Kto wie czy nie będzie to muzyczne wydarzenie nr 1 tego roku?
Album „Boston 1981” wydany jest bardzo starannie, w stylowym digipaku, z wielostronicową książeczką, w której obok licznych fotografii zespołu z minionej epoki można znaleźć ciekawy esej Dave’a Thompsona, który wspaniale oddaje ducha tamtych czasów, pozwalając słuchaczowi umiejscowić bostoński koncert w odpowiednim, także historycznym, kontekście. No i jeszcze słówko o dźwięku: odpowiednio zremasterowany, żywy, wręcz krystalicznie czysty. W ogóle nie przypomina on jakością bootlegu, bo przecież chyba taki był pierwotny zamysł, gdy w maju 1981 roku dokonywano rejestracji tych nagrań. W sumie dobrze, że nie ukazały się one ani 35 lat temu, ani też później. Teraz nabrały dodatkowego blasku, czyniąc z obcowania z archiwalną muzyką grupy Rainbow niebywałą wręcz przyjemność.
Wersja winylowa tego wydawnictwa to aż dwie płyty (do wyboru w trzech kolorach: czerwonym, niebieskim i zielonym) oraz uzupełniająca całość jeszcze grubsza niż w przypadku wydawnictwa CD, bo 20-stronicowa książeczka. Cacuszko! Nie tylko dla uszu.