To album typowo włoski. Godny tego nobilitującego określenia, gdyż progresywny rock artystów wywodzących się z Italii zawsze słynął z niekonwencjonalnych pomysłów oraz finezyjnego wdrażania ich w życie. Historia grup pokroju PFM, Le Orme czy Banco Mutuo Sorccorso dowodzi, że na Półwyspie Apenińskim wiedzą jak grać dobrego rocka, a coraz to młodsze pokolenie wykonawców z jednej strony pozostaje wierne tradycji, a z drugiej – zaskakuje ilością nowoczesnych patentów i pomysłowego zagospodarowania ich w swojej muzyce.
Dwa lata po dwupłytowym wydawnictwie „Mother From The Sun” Marco Ragni powraca kolejną ambitną płytą, na której królują psychodeliczne tematy oraz klimaty a’la Pink Floyd. Atmosferę znaną z płyt tego zespołu pomaga mu budować liczne grono towarzyszących muzyków na czele z wieloletnią współpracowniczką Davida Gilmoura, Durgą McBroom, która uświetnia utwory wypełniające album „Land Of Blue Echoes” swoimi fenomenalnymi, jakże charakterystycznymi wokalizami. Ponadto na płycie tej spotykamy Fernando Perdomo (polecam jego fantastyczną grę w kompozycji „Money Doesn’t Think”), którego pamiętamy jako bliskiego współpracownika Dave’a Kerznera (m.in. na jego płycie „New World”). Sam Marco Ragni, jak to przystało na pomysłodawcę, kompozytora i autora całego projektu, gra na większości instrumentów, głównie na gitarach, syntezatorach, basie i na greckim bouzuki.
Słuchając płyty „Land Of Blue Echoes” można łatwo dojść do wniosku, że Ragni to artysta o bardzo rozległych horyzontach. Ewidentne inspiracje psychodeliczną muzyką Pink Floyd oczywiście zdecydowanie dominują na tym albumie. Weźmy taką 22-minutową kompozycję „Nucleus”. Myślę, że mogłaby ona spokojnie znaleźć się na którejś z wczesnych płyt Floydów. Ale tu i ówdzie w jego muzyce pobrzmiewają też ślady twórczości Ozric Tentacles, Porcupine Tree, Greateful Dead, The Alan Parsons Project czy dawno już zapomnianego zespołu Swinging London.
Przywiązanie do tradycji do jedna rzecz. Ale nie tylko starym i uznanym twórcom oraz ich muzyce Ragni hołduje na płycie „Land Of Blue Echoes”. W kilku jej fragmentach mamy do czynienia z nowatorskimi i nigdzie niespotykanymi wręcz pomysłami. Jak najprecyzyjniej je określić, by oddać klimat granej przez Marco Ragniego i spółkę muzyki? Jazz rock? Neopsychodelia? Postmodernistyczny funk? Nowatorski art rock XXI wieku? Jak zwał, tak zwał. Etykietki na szczęście nie są najważniejsze. Najważniejsza jest muzyka. A ta na omawianym przez nas dzisiaj albumie jest po prostu fascynująca. Dlatego gorąco polecam to wydawnictwo. Warto się za nim rozglądnąć.
http://mrrmusic.com/marco-ragni