Cromwell - Black Chapter Red

Artur Chachlowski

ImageW 1997 roku nakładem prężnie wówczas działającej wytwórni Angular Records (to w niej debiutował m.in. popularny zespół Sylvan) ukazał się album „Burning Banners” niemieckiej formacji Cromwell. Zyskał on sobie mnóstwo przychylnych reakcji, szczególnie wśród fanów lubiących typowo neoprogresywne klimaty utrzymane w duchu dokonań grup Pallas, Saga, Jadis czy Enchant. Członkowie zespołu nigdy nie ukrywali, że granie w Cromwell to dla nich wyłącznie działalność hobbystyczna i nigdy nie stanowiła priorytetu w ich codziennym życiu. Dlatego nie dziwi fakt, że po wydaniu wspomnianej płyty i zamieszczeniu coveru pinkfloydowskiego utworu „Another Day Of Sorrow” na albumie-tribucie „Signs Of Life” (2000) skoncentrowali się na oni całkiem innych sprawach, a ich zespół praktycznie przestał istnieć.

Dlatego niedawno zaskoczyła mnie informacja, że wytwórnia Progressive Promotion Records planuje wydanie nowej studyjnej płyty grupy Cromwell. Album „Black Chapter Red” ukazał się pod koniec maja i przyniósł spore zmiany w składzie zespołu. Pozostało w nim tylko dwóch muzyków z poprzedniego wcielenia: keyboardzista Wolfgang Täffner i perkusista Eric Trauzettel, do których dołączyli: gitarzysta Frank Nowack oraz wokalista Holger Weckbach, co w przypadku tego ostatniego jest o tyle istotne, że zastąpił on (i to udanie!) śpiewającą panią Anke Täffner, która była przecież bardzo ważnym elementem wczesnego brzmienia zespołu Cromwell.

Pomimo 19 lat różnicy, jakie dzielą obie płyty, w muzyce Cromwell nie zaszły jakieś radykalne zmiany. Wciąż zanurzeni jesteśmy w ewidentnie neoprogresywnej atmosferze. Oczywiście zmiana głównego wokalu z żeńskiego na męski ma kolosalne znaczenie (moim zdaniem wyszło to grupie Cromwell na dobre), tym bardziej że Holger Weckback to bardzo kompetentny wokalista i to głównie dzięki niemu album „Black Chapter Red” należy uznać za udane wydawnictwo. Z drugiej strony, warto wiedzieć, że jakiejś szczególnej rewolucji, ani też jakiegokolwiek gatunkowego przełomu ono nie zrobi, lecz śmiało można polecić je wszystkim, którzy upodobali sobie melodyjne, nasączone bogatym brzmieniem syntezatorów, muzyczne klimaty. W trakcie słuchania „Black Chapter Red” powracają wszystkie dobre i złe cechy neoprogresywnego grania w wydaniu zespołów, które w latach 80. na fali popularności muzyki grupy Marillion pojawiały się jak grzyby po deszczu i jednych urzekały swoimi licznymi konotacjami z symfonicznym rockiem, a według innych były epigonami tego gatunku.

Na dobrą sprawę album „Black Chapter Red” mógłby powstać 30 lat temu. Pod tym względem można więc uznać go za wybitnie regresywny. Z drugiej zaś strony, jest on obrazem wciąż żywych u członków grupy Cromwell fascynacji neoprogresywną muzyką tamtych lat. A przy tym płytą pełną niezłych utworów, fajnych melodii, wszechobecnych świergolących syntezatorowych partii instrumentalnych, niezłych gitarowych solówek i naprawdę bardzo dobrych linii wokalnych. Jednym słowem, na „Black Chapter Red” znajdziecie to wszystko, co neoprogresywne tygrysy lubią najbardziej. Najlepsze momenty płyty? Myślę, że jest co najmniej kilka utworów, które wyróżniają się na tle innych. Czym? Jedne szybko wpadającymi w ucho refrenami, inne ciekawymi pasażami dźwiękowymi, jeszcze inne patetycznymi melodiami opartymi na stylizowanym brzmieniu melotronu. Do takich nagrań zaliczam „November Sky”, „Deep Down”, „End Of Life” oraz kompozycję tytułową.

Grupa Cromwell nie sili się na żadne próby przełamywania stereotypów związanych z neoprogresywnymi brzmieniami i gra po prostu swoje, dlatego też i ja proponuję: pozbądźmy się stereotypowego myślenia (‘neoprogresywny’ nie zawsze znaczy ‘gorszy’), tylko posłuchajmy uważnie całego albumu i dajmy szansę zawartej na nim muzyce.

Na koniec jeszcze jedno: okładka. Bardzo wyrazista, intrygująca, przyciągająca wzrok i pobudzająca wyobraźnię. Niedawno w przypadku innej niemieckiej grupy Dante i jej albumu „When We Were Beautiful” mieliśmy do czynienia z sytuacja, że o okładce albumu mówiło się więcej (i lepiej!) niż o samej muzyce. Tutaj, aczkolwiek klimat, rzekłbym, podobny, to muzyka grupy Cromwell spokojnie broni się sama. Ale okładka niebrzydka, nieprawdaż?

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!